Zawodnicy wagi ciężkiej bili się w wadze papierowej. Tak wczorajszą debatę Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego ocenił Wiesław Gałązka, specjalista od wizerunku. O co mu chodziło? Kaczyński i Komorowski wymieniali się „papierami”. I to trzykrotnie.
Problem „papierów” jest traumą z poprzedniej debaty, kiedy kandydat PO przekazał na jej koniec kandydatowi PiS archiwalną depeszę PAP, w której ten odnosił się do dopłat dla rolników. Specjaliści od wizerunku twierdzą, że rywal żadnych papierów nie ma prawa przyjmować od konkurenta. Wczoraj prezes PiS dwukrotnie przekazywał adwersarzowi materiały, m.in. w sprawie pomocy powodzianom. Na koniec zrobił to też Komorowski. Poprosił o złożenie podpisu na Konstytucji RP z sentencją: „Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza”, którą chciał wręczyć Jurkowi Owsiakowi. Kaczyński zrobił to dość ochoczo. Komentatorzy podzielili się w ocenie, czy dobrze zrobił. To ma chyba wtórne znaczenie, bo przede wszystkim okazał się ugodowy. Podpisując się, połączył hasła obu kampanii.
Zdaniem internautów Kaczyński był zdecydowanie lepszy. Skąd taka ich opinia?
W pierwszej debacie prezes PiS był wycofany. W drugiej zaczął grać mową ciała. Z powodu scenografii (stół itp.) mowa ciała ograniczała się do „mowy rąk” . I w tej wizerunkowej grze był lepszy. Komorowski machał rękami przy każdej możliwej okazji. Wydawało się, że dla podkreślenie wypowiadanych słów nadmiernie gestykulował. Natomiast Kaczyński starał się to czynić w stosownych momentach, by wyglądało naturalnie.
– Lepiej do kamery, czyli bezpośrednio do wyborców, mówił Kaczyński – uważa socjolog Jarosław Flis.