Przy głównej promenadzie Tunisu najlepiej pilnowanym budynkiem jest siedziba tunezyjskiego MSW. Odgrodzony zasiekami z drutów kolczastych gmach MSW chroni czołg, kilka transporterów opancerzonych i dziesiątki żołnierzy.
– Najważniejsze, że można mówić, co się chce. Jeszcze tydzień temu było tu pełno tajniaków i nikt się nie odważył skrytykować władz – podkreśla 59-letni urzędnik państwowy średniego szczebla, jeszcze nie na tyle odważny, by podać nazwisko. Ze swadą opowiada o systemie korupcyjnym w urzędach i firmach państwowych („korupcja” to od niedawna jego ulubione słowo). – Wzorem rodziny prezydenta dyrektorzy dzielili się naszymi zyskami. Żeby dostać pracę, trzeba było zapłacić pensję, co najmniej tysiąc dinarów (ok. 2100 zł) – mówi, pijąc kawę w Cafe Tunis, którą od gmachu MSW dzieli tylko aleja Habiba Burgiby wysadzana rzędami figowców.
Kawiarnia przed rewolucją miała ogródek z parasolami i wygodnymi fotelami w stylu francuskim. Fotele tworzą teraz wysokie wieże tkwiące koło kontuaru, a korzystający z wolności słowa goście stoją przy kilku stolikach wewnątrz kawiarni. To i tak lepiej niż przez kilka ostatnich dni, gdy była zamknięta, bo przed nią przetaczały się grupy manifestantów, toczące boje z siłami porządkowymi. Przed rewolucją kłębiło się tu do północy, teraz miasto zamiera o zmroku. Właściciel żegna ostatnich gości koło piątej. Chyba się nie zorientował, że nowe władze właśnie złagodziły reguły stanu wyjątkowego i od wczoraj godzina policyjna zaczyna się nie o piątej, lecz ósmej wieczór i trwa do piątej rano.
Uczestnicy demonstracji, która odbywa się jedno skrzyżowanie dalej, nie ukrywają swoich nazwisk. – Dotychczasowe zmiany to za mało. Trzeba tworzyć rząd bez złodziei z partii Bena Alego, Zgromadzenia Demokratyczno-Konstytucyjnego (RCD) – mówi Ben Suf Taufik ze związku zawodowego nauczycieli. Podkreśla, że jego związek, choć i za Bena Alego oficjalny, ma dłuższą tradycję, i do niej chce się teraz odwoływać. Demonstracja, w której uczestniczy kilkaset osób, głównie młodych mężczyzn, ma pogodny i pokojowy charakter. I wyraźnie nie jest skierowana wyłącznie do Tunezyjczyków. Hasła „Precz z RCD”, „Tunezja dla Tunezyjczyków”, „Czerwoni won” (barwa RCD to czerwień) są wypisane po francusku i angielsku. Wszystkiemu przyglądają się ze spokojem setki policjantów.
W bocznej uliczce, kilkadziesiąt metrów od kordonu policjantów, trwa bójka. Kilkunastu mężczyzn okłada się pięściami. Mają różne wizje przyszłej Tunezji. Jedni chcieliby zmian totalnych, przegnania z kraju wszystkich beneficjentów obalonego reżimu z legitymacją RCD w kieszeni. Inni woleliby ewolucję. Wszystkich ekscytują informacje ze Szwajcarii o zablokowaniu kont rodziny Bena Alego w Szwajcarii.