Godzinę po katastrofie pod Smoleńskiem Władimir Putin stanął na czele utworzonej przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa komisji państwowej mającej wyjaśnić przyczyny katastrofy. Cztery dni później rosyjski dziennik „Kommiersant” pisał, że premier zlecił szefowej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego Tatianie Anodinie, by koordynowała prace.
Komisja państwowa zakończyła pracę 15 stycznia. MAK opublikował raport końcowy dotyczący przyczyn katastrofy 12 stycznia. Putin głosu w tej kwestii nie zabrał.
Minister transportu Igor Lewitin tłumaczył w środę, że rosyjska wersja przyczyn katastrofy pojawi się, gdy pracę zakończy rosyjski komitet śledczy. – Oczekiwanie, że Putin skrytykuje raport końcowy MAK, byłoby rzeczą dziwną – mówi „Rz” były doradca polityczny Kremla Gleb Pawłowski. – Trudno nam też zrozumieć, dlaczego Polska tak zareagowała na jego publikację. Przecież raport MAK oddaje rzeczywistość.
Zdaniem Pawłowskiego stenogramy rozmów kontrolerów wieży z załogą były „przerażające”. – Może powinniśmy zacząć odchodzić od tej strasznej tragedii? Tym bardziej że w Rosji to już nie jest temat numer jeden – zaznacza.
Według Dmitrija Babicza, publicysty i komentatora agencji RIA Nowosti, Putin nie zabiera głosu, bo nie zna się na technicznych szczegółach. – Tym bardziej że prokuratura nadal prowadzi śledztwo. Może to dziwnie zabrzmi, ale cokolwiek by Putin powiedział, zostałoby skrytykowane w Polsce. Więc pewnie woli się nie narażać i nie szkodzić sprawie – dodaje Babicz.