Dziesiątki tysięcy Egipcjan domagało się w piątek w centrum Kairu natychmiastowego ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka. Ale część opozycji już tak nie naciska, by stało się to zaraz. – Obie strony pracują nad jakimś rozwiązaniem – powiedział wieczorem „Rz” Emad Gad, komentator czołowego rządowego dziennika „Al Ahram”.
Na poszukiwania kompromisu wpłynęło zdecydowane stanowisko prezydenta Baracka Obamy, o którym piszą amerykańskie media. Zdaniem Emada Gada Mubarak doczeka jednak do końca swojej kadencji, do września, tak jak zapowiedział 1 lutego w wystąpieniu do narodu. Najważniejsze zadanie, czyli przeprowadzenie kraju przez okres przejściowy, przekaże nowemu wiceprezydentowi Omarowi Sulejmanowi.
Gotowość do znalezienia innego rozwiązania, niż domagali się od 11 dni uczestnicy protestów, potwierdził Mahmud Abaza, lider liberalnej partii Wafd, opozycyjnej, ale nie radykalnej: – Mubarak musi odejść. Nie tak jak sam chciał, we wrześniu, ale też nie natychmiast, bo najpierw musi jeszcze bardziej zmodyfikować konstytucję. Inaczej mielibyśmy totalny chaos – powiedział „Rz”. Wizję chaosu po nagłym odejściu roztaczał dzień wcześniej sam Mubarak w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji ABC.
Wszystko wskazuje na to, że trwają poszukiwania sposobu na takie pożegnanie Mubaraka, by nie stracił on twarzy w Egipcie i całym świecie arabskim. By nie skończył jak jego tunezyjski kolega Zin el Abidin Ben Ali, obalony dyktator szukający schronienia przed narodem w Arabii Saudyjskiej.
[srodtytul]Dwa brzegi Nilu[/srodtytul]