Rosyjski myśliwiec Su-27 rozbił się 15 września 2005 roku niedaleko Kowna, naruszając litewską przestrzeń powietrzną. Jego katastrofa doprowadziła do wielkiego kryzysu politycznego na linii Wilno – Moskwa. Litwa bardzo długo nie chciała ani oddać Rosjanom wraku, ani wydać pilota, który w ostatniej chwili zdołał się katapultować i wyszedł z katastrofy bez szwanku.
Z ujawnionych właśnie depesz WikiLeaks wynika, jak bardzo Rosjanom zależało na odzyskaniu wraku. "Rosyjski myśliwiec typu Su-27 chcieli natychmiast przejąć Rosjanie, natomiast Litwini chcieli, by wrak zbadali Amerykanie" – podał litewski portal Delfi.
Według WikiLeaks strona rosyjska zamierzała natychmiast wysłać z Kaliningradu śmigłowce, których załogi zebrałyby szczątki swego najnowocześniejszego wówczas myśliwca. Ale Litwini nie chcieli się na to zgodzić – byłby to precedens, gdyż rosyjskie wojskowe helikoptery znalazłyby się w kraju należącym do NATO.
– Absolutnie wykluczam taką możliwość, by rosyjskie helikoptery mogły wtedy przylecieć po szczątki myśliwca. Taka opcja w ogóle nie była brana pod uwagę, bo zgodnie z międzynarodowymi procedurami śledztwo miało się odbyć u nas. Choć nie ukrywam, że Rosjanie mocno naciskali. W tym celu przysyłali swoich dyplomatów – mówi "Rz" Gediminas Kirkilas, ówczesny minister obrony Litwy.
Problemem okazały się czarne skrzynki. Według WikiLeaks Litwini poprosili o pomoc Amerykanów. Waszyngton odpowiedział odmownie, wskazując przy tym, że urządzenia potrzebne do rozszyfrowania zapisów ma Francja. Francuzi też nie chcieli dotykać urządzeń należących do lotnictwa wojskowego Rosji. Ostatecznie uczynili to Ukraińcy.