Zatem co może zrobić władza?
Miała trzy warianty. Pierwszy, czyli kontynuacja strusiej polityki, jest nieaktualny z przyczyn, o których już mówiliśmy. Drugi wariant to scenariusz białoruski, czyli dokręcenie śruby. Nazwanie tych, którzy przyszli na Błotną Płoszczad „najmitami USA", wprowadzenie ostrej cenzury (również w Internecie), zakaz zgromadzeń itd. Ale to mało prawdopodobne. Nie tylko dlatego, że Rosja to nie Białoruś, ale i dlatego, że Putin to nie Łukaszenka. On musi przeprowadzić olimpiadę w Soczi i mistrzostwa świata w piłce nożnej, a wariant siłowy mógłby temu przeszkodzić. Bo wtedy prawdopodobny byłby bojkot ze strony Zachodu. Wydaje mi się, że zgoda na sobotnią demonstrację, spokojne zachowanie policji i przerwanie blokady informacyjnej na temat protestów przez federalne stacje telewizyjne oznacza, że zaczyna być realizowany inny scenariusz.
Ustępstw? Jakich?
Można mówić tylko o tym, jak zakreślone może zostać pole przetargu. Mogą się na nim znaleźć dymisje osób bezpośrednio odpowiedzialnych za fałszerstwa, włącznie z całym składem Centralnej Komisji Wyborczej, i publiczna zapowiedź Putina, że winni fałszerstw będą ukarani sądownie. Może dymisje kilku najbardziej niepopularnych ministrów. Może w grę wchodzić powierzenie politykom systemowej opozycji – KPRF, partii Żyrinowskiego, Sprawiedliwej Rosji – kilku stanowisk gubernatorskich. Usunięcie szefów federalnych stacji telewizyjnych i zapewnienie w publicznej telewizji czasu antenowego partiom parlamentarnym, a także Jabłoku, i stworzenie nadawanych na żywo programów publicystycznych z udziałem polityków opozycyjnych. Wreszcie – zapewnienie pluralistycznego składu komisji w marcowych wyborach.