Dwie historie wypełniły hiszpański czerwiec bez reszty: marsz piłkarskiej reprezentacji po trzeci z rzędu tytuł w wielkim turnieju i powolne konanie Bankii, konsorcjum upadających banków, które chciały się sztuczkami księgowymi wyciągnąć z bagna jak baron Münchhausen, ale w końcu uwiesiły się klamki rządu, krzycząc: wykupcie nas z kłopotów.
Te dwie historie są splecione ze sobą mocniej, niż się może wydawać. To bank będący częścią Bankii pożyczył trzy lata temu Realowi Madryt pieniądze, za które klub mógł dwa razy jednego lata pobić transferowy rekord świata, kupując Brazylijczyka Kakę i Portugalczyka Cristiano Ronaldo. A niedługo po tej pożyczce poprosił o jałmużnę Europejski Bank Centralny, tłumacząc, że traci płynność. Dostał pożyczkę, ale od problemów uciec się nie dało. Lata kreatywnej księgowości i wiary, że boom na rynku nieruchomości i prosperity napędzana funduszami z Unii Europejskiej będą trwały wiecznie, skończyły się kryzysem.
Dyktatura piękna
Hiszpańskiemu futbolowi do takiego tąpnięcia daleko. Żyjemy w złotym wieku Hiszpanii. W erze pięknej gry, gwiezdnych wojen Realu z Barceloną, zwycięstw reprezentacji, która w niedzielę ma szansę zostać pierwszą w historii, która trzy razy z rzędu wygrywała mistrzostwa Europy i świata. Tak jak słuchamy opowieści z przeszłości o Pelem i jego Brazylii, tak będziemy kiedyś mogli wspominać, że patrzyliśmy co tydzień na Xaviego z Iniestą.
Reprezentacje młodzieżowe też wygrywają swoje turnieje, hiszpańskie szkółki piłkarskie stały się wzorem do naśladowania, a La Masia, gdzie dorastały gwiazdy Barcelony i najlepszy piłkarz świata Argentyńczyk Leo Messi – wręcz mitem. Ale ta dyktatura piękna w futbolu – i sukcesy w innych sportach, od koszykówki po tenis – ma też swój brzydki rewers. Podobny jak w przypadku banków.
Życie na kredyt, beztroska prezesów, masujących swoje ego milionowymi transferami bez pokrycia, wyciszanie afer korupcyjnych, ściganie dopingu tak, by go nie doścignąć, pobłażliwość rządu, który przymykał oko na zadłużanie się i dał fatalny przykład, gdy wyciągnął Real znad krawędzi bankructwa kontrowersyjną transakcją zamiany gruntów w mieście. Tak naprawdę była to zabroniona przez unijne przepisy publiczna pomoc dla sportowej spółki akcyjnej, ale przeprowadzona tak sprytnie, że Komisja Europejska była bezradna, musiała swoje dochodzenie zakończyć bez wymierzenia kary.