Dzisiaj mamy kolejną odsłonę tego ponurego spektaklu. Państwo zamiast oskarżać siebie o niedowład, złe zarządzanie, fatalną jakość urzędników czy złe zabezpieczenie najważniejszych osób w państwie, zaczęło łapankę na dziennikarzy tygodnika Wprost. Tusk stawia na głowie pojęcie odpowiedzialności.
Szef rządu rozpoczął ten orwellowski proces w poniedziałek. Choć każdy, kto ma choć klika klepek w głowie w rozmowie ministra Sienkiewicza i prezesa Belki dostrzega ordynarne dealowanie Polską w celu zagwarantowania sobie korzyści premier wmawia nam, że panowie rozmawiają z troską o państwo. Jeśli najwyżsi urzędnicy w naszym kraju troszczą się o niego tak jak obaj panowie to najlepiej stąd jak najszybciej wyjechać (choć lepiej zacząć działać).
Drugim odwróconym przekazem Tuska jest mowa o tym, że źli są nie ci którzy dealują, łamią standardy, nie dopełniają swoich obowiązków, ale ci, którzy sprawę tę ujawniają. To właśnie odpryskiem tego przesłania jest dzisiejsza wizyta smutnych panów w redakcji Wprost. Nie dajmy sobie wmówić, że jest to standardowa procedura. To zamierzona gra na zastraszenie wolnych mediów, by nie patrzyły władzy zbyt dokładnie na ręce.
Wniosek: rząd Tuska uderza w samo serce obywatelskich wolności jaką jest kontrolna i informacyjna rola mediów.
O co chodzi w aferze taśmowej?