Jaki wspaniały amok - o naturze polskości pisze Łukasz Warzecha

Spór o naturę polskości. Dzisiejsza dyskusja w istocie dotyczy tego samego co 150 lat temu.

Aktualizacja: 01.08.2014 14:20 Publikacja: 01.08.2014 02:00

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Nie dostrzegał bowiem [Pobóg-Malinowski], że to największe polskie nieszczęście [Powstanie Warszawskie] było też największym wydarzeniem w historii Polski. A jeśli tak je zobaczymy, to oczywiście słowo »nieszczęście« zmieni trochę swój sens. Potężna pięść akowskich batalionów, pięść »Zośki«, »Chrobrego« i »Łukasińskiego«, uderzyła w Niemców i pokazała im, kim są i co potrafią Polacy – nawet nie mając czołgów, armat, pociągów pancernych i samolotów – a skutki tego będą widoczne (w naszej narodowej psychice, a więc i w dziejowych wydarzeniach) przez stulecia. [...] Polacy – taki domysł nie jest chyba nieuzasadniony – mogli popaść w szaleństwo, mogli obłąkać się, stracić poczucie rzeczywistości wskutek niemieckich egzekucji, niemieckich tortur, niemieckich wysiedleń, tego całego niemieckiego okrucieństwa. W Powstaniu, kiedy już się na dobre rozkręciło, było niewątpliwie coś z amoku, taki wspaniały amok widać nawet w działaniach najlepszych, najbardziej zdyscyplinowanych jednostek Kedywu. [...] Trzeba było dać sobie radę z niemieckim mordowaniem, z jego nonsensem – powiedzieć Niemcom, że ich szaleństwo napotkało na coś, z czym (przez wieki całe – chcąc mieszkać obok nas) będą musieli się liczyć. Na ich szaleństwo mordowania Polacy musieli odpowiedzieć swoim szaleństwem – jeśli chcieli istnieć na kuli ziemskiej".

Tako rzecze Jarosław Marek Rymkiewicz w „Kinderszenen", Anno Domini 2008. I przyznać trzeba, że jest to fragment niezwykle szczery. Nie ma w nim próby uzasadnienia decyzji o wybuchu powstania na gruncie kalkulacji politycznej czy wojskowej (choć są takie wątki w innych miejscach książki), ale jest mowa wprost o szaleństwie i amoku.

To przykład racjonalizacji powstania ex post – metoda, po którą sięga nie tylko Rymkiewicz, ale i wielu jego naśladowców. Wszak niezależnie od tego, jakie skutki dla polskiej psychiki, ducha czy kultury miało Powstanie Warszawskie, nie zostało rozpoczęte z myślą o natchnieniu przyszłych pokoleń czy dostarczeniu poecie z Milanówka materiału do książki, ale z planem osiągnięcia konkretnych rezultatów militarnych i politycznych. Tych rezultatów nie osiągnęło. Szukanie uzasadnienia w sferze ducha z perspektywy 60 czy 70 lat jest całkowicie ahistoryczne.

Nasze własne błędy

Cofnijmy się o wiele lat. W roku 1867 Węgrzy wymusili na cesarskim domu Habsburgów, osłabionym niekorzystną sytuacją międzynarodową, stworzenie dualistycznego państwa – monarchii austro-węgierskiej. W nowym państwie oba człony miały równy status, a Budapeszt (założony kilka lat potem z połączenia Budy, Pesztu i Obudy) stał się wkrótce europejską stolicą z prawdziwego zdarzenia. Węgrzy okupili swój polityczny sukces dużymi poświęceniami – przede wszystkim nieudanym i stłumionym siłą buntem przeciwko władzy Wiednia w roku 1848, na czele którego stali Lajos Kossuth i stracony potem premier Lajos Batthyány. Swój udział w rewolucji 1848 roku miał także Józef Bem, którego pomniki do dziś możemy znaleźć w wielu węgierskich miastach.

Polacy mieszkający w Galicji próbowali podłączyć się pod polityczne aspiracje Węgrów i starali się doprowadzić do powołania – zamiast monarchii dualistycznej – państwa federacyjnego, w którym równorzędnym członem byłaby właśnie Galicja. W tym celu Sejm Krajowy wystosowywał rezolucje skierowane do wiedeńskich władz. Te nie odniosły pożądanego skutku, ale doprowadziły do kolejnych poszerzeń autonomii i swobód.

Było to bardzo nie na rękę zwolennikom koncepcji powstańczej, która przecież dopiero co zbankrutowała w Królestwie Polskim w postaci powstania styczniowego. W takiej atmosferze, w dobie popowstaniowych rozliczeń, w Krakowie działało środowisko stańczyków – konserwatywnych historyków i działaczy społecznych, którzy stworzyli nową szkołę historyczną. Jej zasadniczym rysem było poszukiwanie przyczyn upadku państwa polskiego nie w czynnikach zewnętrznych lub metafizycznych (Polska jako Chrystus narodów), ale w naszych własnych błędach i cechach charakteru. Stanisław Tarnowski, Stanisław Koźmian czy Józef Szujski to pomnikowe nazwiska tego środowiska.

Co to ma wspólnego z Powstaniem Warszawskim? Bardzo wiele. W roku 1870 opublikowano zbiór tekstów, które wcześniej ukazały się w „Przeglądzie Polskim". Była to słynna „Teka Stańczyka" – prześmiewcze listy fikcyjnych postaci, wyśmiewające rozmaite tendencje, plany i projekty, głównie te rewolucyjne i powstańcze.

Permanentne powstanie

Jest wśród nich list numer osiem – „Optymowicz (właściciel apteki) do Trwożnickiego (urzędnika bankowego)". Optymowicz to personifikacja zawodowych powstańców, rewolucjonistów. Dla nich konserwatywna natura mieszkańców Galicji była utrapieniem.

Optymowicz pisze: „Im większe niezadowolenie w kraju, tem lepiej; bo zadowolenie to uśpienie; im mniej się powiodą takie środki i środeczki, jak owa mizerna protestacya, tem lepiej, bo tem głębiej zakorzeni się w sercu i sumieniu ludu, że to wielki środek jest zbawczym! [...] My popieraliśmy protestacyę w sejmiku i za sejmikiem dlatego tylko, żeśmy wiedzieli, że ona nie może być przyjętą, a że skoro przyjętą nie będzie, posłuży tylko do przyspieszenia upragnionej chwili, sprzątnie z widowni politycznej zawadzające nam osobistości i przygotuje umysły do rozpoczęcia wielkiego dzieła. [...] Celem zaś naszym, do którego temi środkami zawsze dochodzimy – jest wielkie dzieło, czyli powstanie. Tak jest, powstanie, bo naszym ostatecznym celem jest Polska, a że jak dwa a dwa jest cztery, Polska tylko powstaniem powstać może, więc powstanie musi być naszym bezpośrednim celem, a ciągłe jego utrzymanie najgorętszem naszym życzeniem. Nieprzerwalność powstania to Polska, i powiadam ci, że gdyby od pierwszego rozbioru powstanie nie było nigdy ustało, Polska nie byłaby nigdy przestała istnieć".

Celem zatem jest permanentne, nieustające powstanie w oderwaniu – jak pisze w innym miejscu Optymowicz – od uwarunkowań i nastawienia innych państw, bo „zasada rachowania na obcą pomoc i czekania na sposobną chwilę jest głęboko reakcyjną, nam wstrętną i przeciwną najżywotniejszym naszym interesom".

Niezależnie od tego, jakie skutki dla polskiej psychiki, ducha czy kultury miało Powstanie Warszawskie, nie zostało rozpoczęte z myślą o natchnieniu przyszłych pokoleń, ale z planem osiągnięcia konkretnych rezultatów militarnych i politycznych. Tych rezultatów nie osiągnęło

Wróćmy do Rymkiewicza. Zdaje on sobie świetnie sprawę, że największym wrogiem tego sposobu budowania polskości, który on nam proponuje – budowania na amoku, szaleństwie, nawet anarchii (patrz „Samuel Zborowski"), byli rozsądni do znudzenia stańczycy. Dlatego po swojemu rozprawia się z Szujskim – zresztą powstańcem styczniowym – w „Reytanie".

Pisze Rymkiewicz: „Galicyjscy konserwatyści, choć byli wśród nich świetni historycy, znawcy polskich dziejów i polskiej literatury, nie bardzo rozumieli, co te dzieje do nich mówią, i w konserwatywnej swojej naiwności (można to sformułować ostrzej – w konserwatywnym swoim zaślepieniu – oślepieni przez swoją konserwatywną pychę) nie zdawali sobie sprawy, że namawiając Polaków do spokoju, rozwagi i rozsądku – namawiają ich do tego, żeby przestali być Polakami i wymienili swoją narodowość na jakąś inną, taką, która niekoniecznie potrzebuje wolności; taką, która bez wolności potrafi się obejść".

Tragedia konserwatystów

Można by oczywiście odwrócić retoryczne zabiegi Rymkiewicza i wskazać na jego własne zaślepienie, a nawet pychę – wiele tego w każdej z jego książek. Nie o to jednak chodzi. Rymkiewicz dobrze uchwycił tragedię polskich konserwatystów, realistów, zwolenników polityki zdrowego rozsądku. Ta tragedia objawia się dzisiaj kolejny raz przy okazji sporów o Powstanie Warszawskie. Rozważania toczą się wprawdzie na poziomie konkretów – analizuje się ówczesną wiedzę dowództwa AK, rozważa, czy na jej podstawie można było podjąć decyzję o godzinie W, pyta się, dlaczego w stolicy było tak mało broni albo dlaczego nie zapobieżono zwożeniu do niej z ogromnej części kraju bezcennych dzieł sztuki jako do bezpiecznego miejsca, choć w tym czasie przygotowany był już wariant powstania. Nie zmienia to jednak faktu, że w istocie jest to ta sama dyskusja co 150 lat temu i u jej podstaw leży fundamentalny spór o naturę i istotę polskości.

Wskazuje na to jeden z ostatecznych argumentów, które pojawiają się podczas sporów o Powstanie Warszawskie. Jego obrońcy stwierdzają mianowicie, że musiało ono wybuchnąć, ponieważ „takie były nastroje", a żołnierze rwali się do walki. Takie postawienie sprawy sugeruje, że AK nie była karną armią, ale jakąś niekarną zbieraniną (może nawet anarchiczną, co Rymkiewiczowi powinno się podobać), która nie podporządkowałaby się rozkazom i zaczęłaby walkę sama. Jednak ten argument w istocie mówi tyle, że rzucenie się bez broni na przeważającego liczebnie wroga jest immanentną cechą polskiej natury, i stwierdzenie tego faktu musi rozstrzygać spory takie jak ten.

Autor jest publicystą tygodnika „wSieci"

Nie dostrzegał bowiem [Pobóg-Malinowski], że to największe polskie nieszczęście [Powstanie Warszawskie] było też największym wydarzeniem w historii Polski. A jeśli tak je zobaczymy, to oczywiście słowo »nieszczęście« zmieni trochę swój sens. Potężna pięść akowskich batalionów, pięść »Zośki«, »Chrobrego« i »Łukasińskiego«, uderzyła w Niemców i pokazała im, kim są i co potrafią Polacy – nawet nie mając czołgów, armat, pociągów pancernych i samolotów – a skutki tego będą widoczne (w naszej narodowej psychice, a więc i w dziejowych wydarzeniach) przez stulecia. [...] Polacy – taki domysł nie jest chyba nieuzasadniony – mogli popaść w szaleństwo, mogli obłąkać się, stracić poczucie rzeczywistości wskutek niemieckich egzekucji, niemieckich tortur, niemieckich wysiedleń, tego całego niemieckiego okrucieństwa. W Powstaniu, kiedy już się na dobre rozkręciło, było niewątpliwie coś z amoku, taki wspaniały amok widać nawet w działaniach najlepszych, najbardziej zdyscyplinowanych jednostek Kedywu. [...] Trzeba było dać sobie radę z niemieckim mordowaniem, z jego nonsensem – powiedzieć Niemcom, że ich szaleństwo napotkało na coś, z czym (przez wieki całe – chcąc mieszkać obok nas) będą musieli się liczyć. Na ich szaleństwo mordowania Polacy musieli odpowiedzieć swoim szaleństwem – jeśli chcieli istnieć na kuli ziemskiej".

Pozostało 85% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska