Nie każde miasto w średniowieczu chciało mieć swój uniwersytet. – Mieszczanie obawiali się przyjmować do siebie studentów. W całej Europie żacy sprawiali różne problemy – mówi prof. Krzysztof Stopka, historyk, dyrektor Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Maius.

Od początku trzon krakowskich studentów stanowili chłopcy pochodzenia mieszczańskiego przybywający z małych, prowincjonalnych miasteczek. Warunki w bursach były spartańskie, a koszta nauki ogromne. Stąd nikogo nie dziwił widok żaka chodzącego od drzwi do drzwi z garnuszkiem w ręku. Gospodynie często litowały się nad chłopcami i częstowały ich polewką, gotowanym grochem lub kawałkiem kołacza.

Wśród braci studenckiej młodych szlachciców było stosunkowo niewielu, jednak słynęli oni z zamiłowania do birbanctwa i awantur. W grę wchodziły nawet pojedynki na miecze. Wśród dokumentów zachowały się liczne skargi na zachowanie studentów i supliki mieszczan oraz duchowieństwa zanoszone do zazwyczaj bezradnych trybunałów. Kradzieże i występki uchodziły żakom na sucho. – Prowodyrami burd była zazwyczaj szlachecka młodzież, a rektor pochodził ?z reguły z mieszczaństwa, więc nieszczególnie mógł ich karać ?– mówi historyk.

W XVI w. burdy studenckie osiągnęły apogeum, więc król Zygmunt August wydał zarządzenie o przywróceniu ładu w Krakowie. Żaków jednak nie udało się zmienić i ich zachowanie w kolejnych stuleciach w zasadzie wyglądało podobnie. – W XVIII w. miała miejsce olbrzymia awantura ze strażą miejską. Studenci zdobyli arsenał, wyciągnęli działo i ostrzeliwali z niego ratusz. By opanować sytuację, do Krakowa musiała przybyć artyleria koronna – przypomina prof. Stopka. Wziąwszy pod uwagę historię, trzeba przyznać, że krakowianie narzekający dziś ?na naszych żaków brzmią mało przekonująco.