Przed rokiem właśnie podczas Marszu Niepodległości słynna tęcza została podpalona. Sprawców nie udało się złapać. Tęcza zniknęła z przestrzeni publicznej na cztery miesiące. Jej naprawa i zabezpieczenie kosztowały stołeczny ratusz ponad 100 tys. zł.
Ale jak pokazało życie, specjalne zraszacze, dodatkowe kamery i stały patrol straży na nic się zdały, bo na początku sierpnia dwóch pijanych mężczyzn znów podpaliło instalację, a śledztwo przeciw nim jest w toku.
I choć do tegorocznego Marszu Niepodległości został jeszcze ponad miesiąc, to już dziś środowiska lewicowe wpadły na pomysł, jak uchronić tęczę. Chcą wokół niej utworzyć żywy mur złożony z jej sympatyków.
„11 listopada na pl. Zbawiciela złapmy się wszyscy za ręce i pokażmy, że Polska jest krajem, w którym jest miejsce dla różnorodności i tolerancji, a brakuje go dla skrajnego nacjonalizmu, demolowania przestrzeni publicznej i burd" – tłumaczą na Facebooku organizatorzy akcji.
Podkreślają, że w ten sposób chcą pokazać, że nie zgadzają się na niszczenie przestrzeni publicznej w imię homofobicznych przekonań.