Grupa 150 peszmergów (bojowników kurdyjskich) przybyła do Turcji w nocy z wtorku na środę. Zostali oni przewiezieni samolotami na lotnisko Sanliurfa, niedaleko granicy z Syrią. Równolegle z irackiego Kurdystanu wyjechał też konwój ok. 80 ciężarówek wiozący ciężką broń i amunicję. Przybycie dobrze uzbrojonych bojowników wzmocni obrońców miasta, ale zademonstruje także solidarność Kurdów z Syrii, Iraku i Turcji.
Przepuszczenie peszmergów przez obszar Turcji jest kompromisem wybranym przez prezydenta Erdogana, który odmawiał wcześniej prawa do przekroczenia granicy bojownikom Kurdyjskiej Partii Pracy, uważanej w Turcji za organizację terrorystyczną. – W ten sposób Erdogan może zachować twarz przed swoimi wyborcami, zgodził się bowiem na współpracę nie z terrorystami, ale z „dobrymi Kurdami" – mówi „Rz" Adam Balcer, wykładowca Studium Europy Wschodniej UW. – To zresztą stara taktyka „dziel i rządź" stosowana wobec Kurdów przez Ankarę. Polega ona na zwalczaniu partyzantki w kraju przy jednoczesnym utrzymywaniu dobrych relacji z Kurdami irackimi, zwłaszcza z Demokratyczną Partią Kurdystanu Masuda Barzaniego. Jednak ta taktyka będzie coraz mniej skuteczna, gdyż Kurdowie z Turcji, Iraku i Syrii coraz częściej ze sobą współpracują przeciw Państwu Islamskiemu – tłumaczy.
Teren walk w Kobane jest niewielki, niemniej zmagania o miasto mają duże znaczenie dla obu stron. Państwo Islamskie chce przejąć kontrolę nad obszarem przy granicy z Turcją (w północno-zachodniej Turcji konkuruje nawet z innymi ugrupowaniami islamistów, np. z Frontem an Nusra). Z kolei dla Kurdów obrona miasta, w którym w 2012 r. wybuchła pierwsza kurdyjska rewolta, ma znaczenie symboliczne.