Poniedziałek w Kijowie rozpoczął się od nocnej strzelaniny, w której zginęło dwóch funkcjonariuszy milicji, a trzech trafiło w stanie ciężkim do szpitala. Wszystko przez 800 hrywien (około 150 złotych), które trzem zamaskowanym sprawcom udało się zdobyć podczas napadu na stację benzynową, znajdującą się niedaleko centrum. W trakcie rabunku bandyci postrzelili z automatu Kałasznikowa sprzedawcę, w pościg za nimi wyruszyło kilka patroli milicyjnych. Przestępcy ostrzelali funkcjonariuszy i rzucili w nich dwa granaty. W trakcie pościgu jeden ze sprawców zginął, a dwóch zostało zatrzymanych po kilku godzinach w zabarykadowanym mieszkaniu. Jak się okazało, były to te same osoby, które w sobotę w Kijowie ostrzelały posterunek milicji – na szczęście nikt nie zginął.
Wszystko to przypomina sytuacje sprzed 20 lat, gdy w młodych postradzieckich państwach podobne strzelaniny były na porządku dziennym.
– Takich błąkających się włóczęgów, którzy pasożytują na wojnie, będziemy załatwiać bez ceregieli – oświadczył ukraiński minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow.
Tymczasem statystyki wskazują, że szef ukraińskiego MSW ma dużo do nadrobienia. Według raportu tamtejszej Prokuratury Generalnej w 2014 roku na Ukrainie popełniono 1 420 210 przestępstw kryminalnych, z czego 11 018 to były zabójstwa. Z kolei w 2013 roku, czyli przed rewolucją na Majdanie, w kraju tym zanotowano o połowę mniej przestępstw i zabójstw. Dla porównania w Polsce w ubiegłym roku popełniono 633 701 przestępstw i tylko 532 zabójstwa. Jeszcze bardziej niepokojąco wyglądają tegoroczne kijowskie statystyki, gdyż tylko w ciągu pierwszych czterech miesięcy na Ukrainie popełniono ponad 2,7 mln przestępstw kryminalnych, w tym 3,8 tys. – to morderstwa.
– Atmosfera z lat 90., gdy na ulicach strzelano z kałasznikowów, powróciła na Ukrainę i wszyscy już do tego się przyzwyczaili – mówi „Rz" kpt. Aleksej Arestowycz, ukraiński analityk wojskowy. Jak twierdzi, wojna sprawiła, że broń na Ukrainie stała się powszechnie dostępna i pojawiła się ogromna liczba ludzi, którzy już nie boją się zabijać. – Na wojnę w Donbasie zmobilizowano cywilów, którzy wracając z tej wojny, nie mogą się odnaleźć w innej rzeczywistości. Są również tacy, którzy postanowili zarobić na obecnej słabości państwa ukraińskiego – dodaje.