Z pewnością nie wszyscy obywatele skorzystali z szans i owoców transformacji ustrojowej, ale generalnie udało nam się wyraźnie zredukować dystans dzielący naszą gospodarkę od państw Zachodu. Polski przedsiębiorca urósł w tym czasie do rangi zbiorowego bohatera – tego, który, mimo kłód rzucanych pod nogi, „pociągnął" wzrost gospodarczy kraju.
Od tej pory diametralnie zmieniły się jednak uwarunkowania rynkowe. W latach 90. brakowało wszystkiego, więc, choć trudno było cokolwiek wyprodukować, to nie sztuką było to sprzedać. Dziś sytuacja się odwróciła – dóbr i usług jest w bród, gdyż stosunkowo łatwo o kapitał na inwestycje. Wyzwanie stanowi uplasowanie czegokolwiek na rynku. Na szczęście ten wzrost konkurencyjności przekłada się zazwyczaj na korzyści dla konsumentów – większą dostępność i wyższą jakość produktów i usług. To, co można kupić u nas, nie odbiega już tak bardzo od oferty dostępnej w krajach wysoko rozwiniętych.