Lasek wyjaśnił, że gdyby na pokładzie doszło do eksplozji, to właśnie w miejscu, w którym to się wydarzyło, znaleziono by najwięcej fragmentów wraku.
Szef PKBWL mówił też, że odgłos eksplozji zostałby uchwycony przez rejestratory, a na pokładzie doszłoby do utraty zasilania. Tymczasem - jak dodał - wszystkie urządzenia samolotu pracowały poprawnie do momentu zderzenia się maszyny z ziemią.
- Przyczyną tego wypadku nie był wybuch, zamach, tylko zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania - podsumował Lasek.
Odniósł się on również do zarzutów podkomisji smoleńskiej stworzonej przez Antoniego Macierewicza, której członkowie twierdzą, iż z czarnych skrzynek usunięto fragmenty nagrań. Zapewnił, że nikt nie wycinał żadnych fragmentów taśm z tych urządzeń, a różnica w długości nagrań wynika z innej konstrukcji każdej z czarnych skrzynek.
Lasek podważał też kompetencje członków podkomisji w kwestii badania wypadków lotniczych. - Szefem grupy lotniczej jest pan architekt - podkreślił.