W ostatnich dniach złoty jest przewidywalny aż do bólu. Nasza waluta notuje symboliczne ruchy, ale na jej usprawiedliwienie trzeba dodać, że brakuje nowych impulsów rynkowych, który zachęciłyby inwestorów do większej aktywności.
Ten scenariusze realizowany był właśnie w środę, a był wspierany ubogim kalendarzem makroekonomicznym. Efekt? Po południu za dolara płacono 3,75 zł, a euro było wyceniane na 4,24 zł. Są to więc poziomy, które obserwowaliśmy wczoraj. Złoty w ostatnich dniach uzależniony jest przede wszystkim od ruchów dolara na globalnym rynku. Ten też jednak nie notował w środę istotniejszych zmian.
Złoty w trybie wyczekiwania
Nie można jednak wykluczyć, że większe ruchy na rynku walutowym będziemy obserwować jeszcze wieczorem, kiedy to opublikowane zostaną zapiski z ostatniego posiedzenia Rezerwy Federalnej. Inwestorzy też mogą sobie ostrzyć zęby na to, co wydarzy się jutro. W kalendarzu jest bowiem publikacja danych o PKB w Stanach Zjednoczonych.
Z perspektywy polskiej trzeba także pamiętać o zbliżającej się drugiej turze wyborów prezydenckich. Chociaż prezydent w Polsce nie ma większego wpływu na gospodarkę czy stopy procentowe, które determinują kurs walutowy, to jednak wydarzenie to może wpłynąć na postrzeganie polskich aktywów przez inwestorów zagranicznych.