– Zgodnie bowiem z art. 248 § 2 kodeksu karnego kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, prezydenta RP czy też wyborami organów samorządu terytorialnego używa podstępu celem nieprawidłowego sporządzenia listy głosujących lub innych dokumentów wyborczych, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech – mówi Tomasz Gąsior. – Jednak ocena, czy w konkretnej sytuacji doszło do popełnienia przestępstwa, zawsze należy do właściwych organów ścigania (policja, prokuratura) oraz sądów.
Naginanie przepisów
Natomiast w ocenie Mariusza Filipka, radcy prawnego z Kancelarii Prawnej Filipek & Kamiński, w omawianej sytuacji trzeba raczej mówić o naginaniu przepisów, na co konstrukcja kodeksu wyborczego, niestety, pozwala.
– W mojej ocenie nie należy w takich wypadkach mówić od razu o przestępstwie czy nadużyciu wyborczym – mówi Mariusz Filipek. – Oczywiście, o ile wydający decyzję o dopisaniu do rejestru wyborców wójt działał zgodnie z kodeksem wyborczym. To znaczy dochowano całej procedury uzupełniania rejestru, która przecież nakazuje sprawdzić w toku postępowania, czy wniosek o dopisanie do rejestru wyborców odpowiada prawdzie – zastrzega.
Rozwikłania sprawy nie ułatwia również przewidziana w kodeksie procedura odwoławcza od decyzji w sprawie dopisania do rejestru wyborców. Tych nie rozstrzygają bowiem sądy administracyjne, a z woli ustawodawcy sądy powszechne.
Błędów w kodeksie ciąg dalszy
Niepotrzebne mieszanie w głowach
Przepisy kodeksu wyborczego w sposób niejednolity regulują kwestie związane z wnoszeniem protestów wyborczych. O ile bowiem w wyborach samorządowych obowiązuje termin 14-dniowy, liczony od dnia głosowania, o tyle np. w wyborach do Sejmu i Senatu termin ten wynosi siedem dni, liczonych od dnia oficjalnego ogłoszenia wyników wyborów. Na tym jednak nie koniec. Protesty wyborcze (w wyborach samorządowych) wysłane w ostatnim dniu 14-dniowego terminu, które dotrą do sądu dnia następnego, pozostaną bez rozpatrzenia jako wniesione po terminie. W wyborach parlamentarnych zasada ta nie obowiązuje. Ustawodawca wyraźnie bowiem przewidział, że nadanie protestu w tym terminie (np. na poczcie) sprawia, że jest on zachowany, nawet gdy przesyłka dotrze do sądu później, np. po upływie dziesięciu, a nawet 14 dni od ogłoszenia wyników wyborów.