W LOT na początku maja nie doszło do strajku, bo sąd uznał go za nielegalny. Nie udała się także środowa pikieta pod siedzibą przewoźnika. Zamiast prognozowanych i zgłoszonych na policję 500 osób przyszła niespełna setka, głównie działacze OPZZ i Partii Razem. Piloci i stewardesy domagają się przywrócenia do pracy zwolnionej dyscyplinarnie szefowej ZZ Personelu Pokładowego i Lotniczego Moniki Żelazik i powrotu do zasad wynagradzania z 2010 roku. Zarząd w maju podniósł zarobki pilotom, co zresztą było wcześniej planowane. Mimo to pracownicy LOT zapowiedzieli strajk włoski. Było to powodem opóźnień kilku rejsów linii.

Także w Air France związki nie odpuszczają. Domagają się podwyżek o 5 proc. w tym roku, zarząd proponował 7 proc. rozłożonych na trzy lata. Proponował, bo strajkujący w referendum pozbyli się prezesa Jeana-Marca Janaillaca i teraz nie mają z kim negocjować. Jest zarząd tymczasowy, ale bez uprawnień do podejmowania strategicznych decyzji. Nowy prezes ma być dopiero na jesieni, a związki pieniędzy chcą już teraz. Dlatego na 22–26 czerwca zapowiedziały strajk, który mocno ograniczy operacje przewoźnika.
Ze związkowcami próbuje się też porozumieć prezes Ryanaira Michael O'Leary, który niespełna rok temu zarzekał się, że prędzej piekło zamarznie, niż on zgodzi się na wejście związkowców do linii. W grudniu 2017 r. zapowiedział, po raz pierwszy w 33-letniej historii istnienia przewoźnika, że jest gotów taką ewentualność rozważyć, potem negocjacje stanęły w miejscu. Kiedy jednak pracownicy zapowiedzieli falę strajków, która miała się rozpocząć 1 lipca i potrwać całe wakacje, O'Leary poddał się i 7 czerwca uznał organizacje związkowe w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Kwestią czasu jest uznanie związków w pozostałych krajach.
Nowe kłopoty pojawiły się we flotach przewoźników, którzy postawili na dreamlinery. Montowane w nich silniki Rolls-Royce'a Trent 1000 nie są tak wytrzymałe, jak to wynikało z gwarancji producenta. Chodzi o szybsze, niż wynikało ze specyfikacji, zużywanie się łopatek wirników. Pierwszymi sygnałami, że sytuacja jest poważna, były awarie w Air New Zealand, a potem w All Nippon Airways.