Wprawdzie jest jeszcze minimalna szansa, że w ostatniej chwili dojdzie do porozumienia między zarządem Polskich Linii Lotniczych LOT i Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, ale wszystko wskazuje,że pasażerów czekają kolejne utrudnienia. Po trwającym 8 dni, a zakończonym dopiero w ostatnią sobotę strajku Lufthansy, ich cierpliwość po raz kolejny zostanie wystawiona na próbę. Nie mówiąc o tym, że rezerwując bilety na kolejne podróże poważnie zastanowią się, czy rzeczywiście powinni lecieć LOTem.
W czwartek rano, podczas szczytu ruchu, związkowcy planują 2-godzinny strajk ostrzegawczy. Według informacji Biura Prasowego LOT linia zrobi wszystko, aby zminimalizować skutki tego protestu. Nie jest jednak wykluczone, że kilka rejsów zostanie odwołanych, a pasażerowie zostaną przesunięci na inne połączenia.
Według informacji Grzegorza Włodka, jaką przekazał Polskiej Agencji Prasowej największe opóźnienia wystąpią ok godz. 7 rano. Zarzekał się przy tym, że także związkowcy chcą, żeby ich protest był jak najmniej dokuczliwy dla pasażerów.
Marcin Celejewski p.o. prezesa linii, protestu swoich pracowników nie jest w stanie zrozumieć. LOT ledwo wyszedł na prostą, ma otwierać nowe połączenia, przyjmuje nowych pracowników - pilotów i personel pokładowy. Linia korzystając z publicznych pieniędzy, które w ostatniej chwili uratowały ją przed bankructwem musiała zmniejszyć oferowanie i drastycznie zmniejszyć wydatki. W tej chwili LOT walczy, aby wyjść ze strat na koniec 2015 roku.
Według wyliczeń zarządu roszczenia płacowe związku, kosztowałyby spółkę ok. 10 mln złotych, których LOT na ten cel nie ma. Związkowcy twierdzą, że jest to „tylko" 6 mln złotych i chcieliby podwyższenia płacy podstawowej i zmiany systemu wynagradzania, który w tej chwili premiuje latających najwięcej, bo podstawę wynagrodzenia stanowi 60 proc. płacy, zaś 40 proc. jest uzależnione od „wylatanego" czasu pracy.