Pożary zanotowano, jak dotąd, wyłącznie na południowej części Rodos i stamtąd prowadzone są masowe ewakuacje turystów, których przewozi się na północ, na główne lotnisko na tej wyspie. W poniedziałek nie odwołano stamtąd ani jednego połączenia. I nie ma też opóźnień względem rozkładu. Co więcej, niektóre loty ewakuacyjne startują z połową pasażerów na pokładzie, bo ci którzy uciekli z płonącej części wyspy, postanowili dokończyć urlop na północy. Zdarza się jednak – na to narzekają turyści z Wielkiej Brytanii — że rzeczywiście lądują na północy, gdzie „nic się nie dzieje”, ale nie mają możliwości przedostania się dalej, do hoteli, bo są one zajęte przez ewakuowanych z południa wyspy. Żaden z europejskich resortów spraw zagranicznych nie odradza swoim obywatelom podróży na greckie wyspy. Jednocześnie polski MSZ informuje, że jest w nieustannym kontakcie z touroperatorami i konsulatami w Grecji.
Czytaj więcej
Liczne pożary trawią nadal greckie wyspy. Strażacy nie uporali się jeszcze z ogniem na Rodos, a już żywioł objął dwie kolejne wyspy, Korfu i Eubeę, wybuchł także na Peloponezie i w okolicach jeziora Yliki, będącego rezerwuarem wody dla Aten.
Z Polski na Rodos największą grecką wyspę latają LOT, Enter Air, Smartwings i Ryanair.
— Grecja jest dla nas najważniejszym rynkiem i mimo katastrofy wywołanej pożarami, na lotnisko Rodos latamy normalnie. Ale we wtorek, 25 lipca wykonamy dwa, a być może nawet trzy loty ewakuacyjne z Katowic na zamówienie biur podróży. Z Polski wylecimy na pusto i przywieziemy turystów, których wypoczynek na południu został przerwany — mówi „Rzeczpospolitej” Michał Kaczmarzyk, prezes linii Buzz z Grupy Ryanaira.
Na pusto, żeby przywieźć jedynie ewakuowanych pasażerów, latają na Rodos także British Airways, EasyJet, Jet2. W poniedziałek liczba osób, które zmuszone były opuścić wyspę sięgnęła 20 tysięcy.