Model zapowiedziany na salonie na Le Bourget w 2019 r., a pokazany pod Paryżem w czerwcu 2023 miał kontynuować udaną ekspansję mniejszej wersji A321neo i pokrzyżować plany Boeinga, który zastanawiał się nad uruchomieniem prac nad nowym samolotem średniej wielkości NMA, który zabierałby 220-260 podróżnych zależnie od konfiguracji na odległość 5 tys. mil morskich (ponad 9 tys. km). Amerykanie zamierzali zastąpić nim starsze wersje B757 i B767, ale pojawiły się poważne problemy z MAX-ami, sukces handlowy nowej maszyny Airbusa i pandemia, co zmusiło ich do rezygnacji z NMA.
A321XLR miał pojawić się na rynku w II kwartale 2024, zabierać 244 podróżnych na odległość 4700 mil (8700 km). Pierwotny projekt zakładał centralny zbiornik paliwa na 13 tys. litrów w tylnej cięci kadłuba, dostosowany do krzywizn kadłuba, co zapewniało jego większą pojemność i zwiększało zasięg nowej maszyny o 15 proc. wobec A321LR. pozwalając na 10-godzinne loty. Zbiornik ten wywołał zaniepokojenie organu nadzoru, Unijnej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego EASA związane z ryzykiem pożaru i czasem ewakuacji pasażerów w razie wypadku. Doszło więc do rozmów o zmianach w projekcie niezbędnych dla uzyskania certyfikacji.
Philippe Mhun, szef programów Airbusa powiedział w czerwcu w wywiadzie dla portalu FlightGlobal, że Airbus doszedł do porozumienia z EASA co do podstaw certyfikacji, co wiąże się z przeprojektowaniem tego zbiornika paliwa. W ramach modyfikacji musi być okryty specjalną warstwą ochronną, potrzebne są też różne wzmocnienia, co ostatecznie zwiększy wagę samolotu o 700-800 kg wobec zakładanych wcześniej 200-300 kg.
To z kolei zmniejszy pierwotnie planowany zasięg o ok. 200 mil (370 km), więc praktycznie nowy zasięg A3231XLR wyniesie ok. 4 tys. mil. Jeden z rzeczników producenta uspokajał, że Airbus nie spodziewa się poważnych konsekwencji z tego powodu, ale Reuter podał, że producent zaproponował niektórym klientom, którzy odczują nowe dane techniczne maszyny, dostawę A330neo, samolot szerokokadłubowy dalekiego zasięgu, który poleci dalej. Mniejszy zasięg i mniejsza o 4,3 proc. liczba foteli w kabinie są istotne zwłaszcza dla tanich linii, np. dla JetBlue z Nowego Jorku, która chce być w czołówce użytkowników nowego airbusa i latać nim do krajów Ameryki Łacińskiej albo głębiej do Europy.