Według pańskiego wpisu na Twitterze minister infrastruktury Andrzej Adamczyk podczas wizyty prezydenta Włodymyra Zełenskiego w Warszawie zabiegał o odwołanie pana z rad nadzorczych ukraińskich kolei i poczty. Doda pan jakieś szczegóły?
Od współpracowników Adamczyka dowiedziałem się, że krytyka mojej skromnej osoby była głównym tematem tego, co minister chciał przekazać stronie ukraińskiej w trakcie wizyty przedstawicieli rządu Ukrainy towarzyszących prezydentowi Zełenskiemu. Uważam to za oburzające, że polski minister stawia w takiej sytuacji ukraińskich gości. Nie jest rolą polskiego ministra decydowanie o tym, kto pracuje w radach nadzorczych ukraińskich spółek Skarbu Państwa. W radzie nadzorczej Kolei Ukraińskich jest trzech obcokrajowców: ja i dwóch Niemców. Adamczyk uważa, że lepiej, żeby mnie nie tam było. Czy to jest patriotyczne? Czy chciałby, żeby rząd Ukrainy, Niemiec lub innego kraju oceniał członków rady nadzorczej PKP?
Czym pan tak dopiekł ministrowi? Bo już drugi raz sugeruje Ukraińcom usunięcie pana z ich państwowych spółek.
Moje relacje z ministrem Adamczykiem zaczęły się 11 lat temu, gdy zostałem prezesem PKP, a pan Adamczyk był wiceprzewodniczącym sejmowej komisji zajmującej się transportem i infrastrukturą. I znajdował się w totalnej opozycji wobec naszej działalności w PKP. Więc gdy po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. został ministrem, złożyłem rezygnację. Wtedy rozpoczęły się rozmaite działania wymierzone personalnie we mnie i moich współpracowników. Dosłownie wszyscy oni, kilkaset osób, zostali usunięci z PKP przez kolejnych prezesów PKP mianowanych przez Adamczyka. Na marginesie: pierwszy z nich okazał się byłym tajnym współpracownikiem SB, drugi został zatrzymany za korupcję przez CBA, a trzeci – obecny – został rok temu uznany za winnego obrazy związkowca w procesie karnym.
Jednak z wykonania obowiązków prezesa PKP w 2015 r. nie dostał pan absolutorium.
Wygrałem o to sprawę w sądzie. PKP musiało przeprosić i opublikować oświadczenie, że taka decyzja nie miała uzasadnienia. Moi byli współpracownicy powygrywali sprawy niewypłaconych wynagrodzeń. Tymczasem minister Adamczyk od samego początku próbuje udowodnić, że wszystko, co działo się przed jego przyjściem do ministerstwa, było złe. Mimo że sam rządzi już ósmy rok.
Może ma powody, by tak sądzić.
W mojej ocenie robi to dlatego, że jego zarządzanie ministerstwem, a w szczególności koleją, jest dramatem. Mogę to wykazać, patrząc na skutki w każdym obszarze, na który spojrzę.
Ale to pan ma postawione zarzuty prokuratorskie. Czy minister Adamczyk, sugerując usunięcie pana z ukraińskich spółek, nie może mieć przekonania, że pańska działalność jest tam szkodliwa?
Stawiane mi zarzuty są powszechnie znane. Nie mają charakteru korupcyjnego, a przez siedem lat od rozpoczęcia przez Adamczyka sprawy nie ma nawet aktu oskarżenia. Ani w sprawie, która mnie dotyczy, ani w żadnej innej. Szczegóły mojej sprawy ujawniłem na stronie internetowej www.karnowski.pl zaraz po tym, gdy je sformułowano cztery lata temu. Niecałe dwa miesiące temu postawiono mi nowe zarzuty, a te sprzed czterech lat umorzono. Gdy w 2021 r. wybierano mnie na stanowisko niezależnego członka rady nadzorczej Kolei Ukraińskiej oraz ostatnio poczty ukraińskiej, do której jako jedyny ze starego składu zostałem dwa tygodnie temu wybrany ponownie, o zarzutach wiedzieli wszyscy. Komitet nominacyjny, który mnie wybrał, składa się z przedstawicieli międzynarodowych instytucji finansowych, takich jak Bank Światowy, MFW czy EBOiR. I nikt prócz ludzi PiS nie ma ze stawianymi mi zarzutami problemu, bo ich polityczna natura jest powszechnie znana. Ponieważ te obecne są jeszcze bardziej hucpiarskie, przygotowuję się do złożenia pozwu przeciwko Skarbowi Państwa. Oczywiście, zrobię to, gdy Zbigniew Ziobro, który jest kolegą ministra Adamczyka, nie będzie prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości, próbującym podporządkować sobie sądy. Dziś prokuratura nie jest niezależna, a Polska nie jest praworządna. Cierpią na tym też – z powodu braku KPO – inwestycje kolejowe.