Komisja Europejska będzie bronić unijnych zasad przed protekcjonizmem wielkich państw. Może na tym skorzystać Polska.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej", gotowe są już tzw. wezwania do usunięcia uchybienia, które stanowią pierwszy etap procedury o naruszenie unijnego prawa. Mają zostać formalnie zaakceptowane na posiedzeniu Komisji Europejskiej 16 czerwca. Chodzi o niemieckie i francuskie przepisy, których celem jest wypchnięcie z rynków tańszych zagranicznych, a przede wszystkim polskich firm transportowych.
Jeśli KE nie uzyska zadowalającej odpowiedzi, wyśle do Berlina i Paryża tzw. uzasadnioną opinię i nakaże zmianę prawa. Jeśli i to nie zadziała, może postawić te państwa przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości. A ten może nałożyć kary finansowe.
W Niemczech chodzi o płacę minimalną w wysokości 8,5 euro, która obowiązuje od 1 stycznia 2015 r. Berlin postanowił ją zastosować również wobec zagranicznych przewoźników w tranzycie, kabotażu czy dla dowozu towarów z innego państwa do Niemiec. A to powoduje ogromne obciążenia finansowe i administracyjne dla firm transportowych.
Z kolei Francja od 1 lipca wprowadza przepisy, w myśl których kierowcy są traktowani jak pracownicy delegowani. Firmy będą zatem musiały utrzymywać swoich przedstawicieli we Francji, a kierowcy będą zobowiązani do wożenia ze sobą bogatej dokumentacji. Nawet w wypadku, gdy spędzają tam tylko dwa dni w miesiącu. – Do Francji nic na razie nie dociera. Jestem jednak przekonany, że przy wzmożonej ofensywie Komisji zmieni zdanie – mówił we wtorek dziennikarzom w Luksemburgu Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury. Na posiedzeniu rady ds. transportu przekonywał ministrów z krajów UE do polskich racji.