Trochę tańsze są gwiazdy przeszłe, ale te – w mniemaniu błyskotliwych prowadzących – za każdym razem trzeba przedstawiać: „Panią Jadzię pamiętamy z roli Madzi” albo „Pamiętna Madzia, prywatnie Jadzia”.

Najmniej kosztują gwiazdy przyszłe – z „przyszłem zrobić karierę” wypisanym na twarzy. Te ostatnie, o ile połkną telewizyjnego bakcyla, szybko zmieniają się w teraźniejsze, podobnie jak teraźniejsze – w przeszłe, a te z kolei – w przyszłe. Karuzela marzeń. Handlują agencje aktorskie, agenci prywatni, producenci seriali, producenci programów, a nawet – w co trudno uwierzyć po niektórych występach – łowcy talentów.

Występy odbywają się podczas zawodów w różnych dyscyplinach, które łączy jedno: gwiazda musi umieć pajacować. Bo nawet jeśli dobrze zatańczy, zaśpiewa, pojedzie po lodzie, zakręci hula-hopem albo chociaż ugotuje obiad, to nie wystarczy. Musi jeszcze odpowiedzieć na wiele pytań w stylu „Jak się tańczyło, śpiewało, ślizgało, kręciło, smażyło?”, „Czy nie bolą ręce, nogi, głowa, pupa, gardło?”, „Jesteś zmęczona, ale szczęśliwa. Czy szczęśliwa, ale zmęczona?”. Kończy te męczarnie magiczna kwestia: „Uciekaj do Kasi, Piotrusia, Tatianki, Maciusia”, bo „Kasia, Piotruś, Tatianka, Maciuś już na ciebie czekają”. Tak naprawdę to wszystko już nie boli. Lubi się to albo nie. Tylko, niech mi ktoś wytłumaczy, co na tym targowisku robią Katarzyna Figura i Grażyna Szapołowska. Też chcą zostać gwiazduniami? Pierwsza wygrała ostatnio w tańcu z pogodynką TVN, druga w śpiewie – z Dariuszem Kordkiem. Śmiem twierdzić, że to porażka nas wszystkich, gdy takie aktorki dorabiają sobie, z całym szacunkiem, w taki sposób.