Mająca zaledwie 147 centymetrów Edith Piaf (ur. 1915) sprawiała wrażenie kruchej istoty. Od dzieciństwa żyła w półświatku, znała podejrzane hoteliki, wcześnie poznała smak czerwonego wina. Przez długi czas wychowywała ją babka prowadząca dom publiczny. Edith często chorowała. Kiedy poszła do szkoły, koleżanki zaczęły jej dokuczać, że pochodzi z przybytku szatana. Ojcu nakazano zabranie jej do siebie – oznaczało to dla małej powrót na ulicę. Z czasem zaczęli ją utrzymywać kochankowie i sutenerzy. Wszystko się, zmieniło gdy dostrzeżono jej talent. Miała szczęście, bo śpiewanie na ulicy w wieku 15 lat rzadko zapowiada karierę. Impresario obiecywał, że zrobi z niej gwiazdę. – Wtedy Edith poszła do baru i upiła się beaujolais. A potem padła na kolana i przeszła na klęczkach do Sacre Coer – wspomina w filmie Armanda Isnarda fotograf Hugues Vassa.
Towarzyszył Edith przez sześć lat. Po raz pierwszy zobaczył ją w 1957 roku, ostatni raz sześć lat później – na trzy dni przed jej śmiercią, gdy zwierzała się, że ma już dość choroby i chciałaby odejść.
Współpracownicy wspominają, że przed każdym wyjściem na scenę Edith odprawiała swoisty rytuał – zawsze dotykała krzyżyka, który kiedyś dostała, pochylała się nad nim, a potem robiła znak krzyża. – Śpiewała z głębi duszy, śpiewem wyrażała to, co czuła w sercu – mówi Michel Rivgauche, autor 37 piosenek skomponowanych dla Piaf.
Emanowała niezwykłą energią, która udzielała się publiczności. Miała też intuicję – trafnie oceniała ludzi i piosenki, które miały się znaleźć w jej repertuarze. Bez przerwy doskonaliła swój śpiew. – Kiedy śpiewam, staję się szczęśliwa – mówiła w jednym z wywiadów. Podobno kiedy w jej życiu pojawiał się nowy kochanek – kupowała wełnę i zaczynała dziergać swetry.
W kwestiach finansowych była jak dziecko, nie umiała kontrolować wydatków. I nie doceniała luksusu – szyte u najlepszych paryskich kuśnierzy futra traktowała jak kuchenne fartuchy. Chętnie dzieliła się tym, co miała. Lubiła towarzystwo przyjaciół, bo jak mówiła – obawiała się upiorów przeszłości. – Była szalenie zaborcza – tak w przyjaźni, jak i miłości – wspomina jeden z jej znajomych. Przyjaciele piosenkarki zgodnie twierdzą, że całe życie szukała miłości doskonałej. I że jej nie znalazła... Zmarła, mając zaledwie 48 lat.