[b][link=http://blog.rp.pl/lutomski/2010/01/05/jak-migalskiemu-mnozyly-sie-rumaki/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Zanim ujawnię, co europoseł urodził, należy wyjaśnić, że stan błogosławiony pojawił się w jego wypowiedzi dlatego, że nie do końca miał jasność, czy jest politologiem, czy politykiem, więc Justyna Pochanke zwróciła mu uwagę, że nie można być trochę w polityce, tak jak nie można być trochę w ciąży.

Ale wracajmy do myśli płodzonych przez Migalskiego: „Będę kibicował Lechowi Kaczyńskiemu. Będę się starał stanąć przy królu, wezwać swojego giermka, swoje rumaki i stanąć tam, gdzie król wyznaczy”. Wyglądało na to, że polityk PiS szykuje się do bitwy, ale wkrótce okazało się, że to tylko Wielka Pardubicka: „Czarny koń nie ma tutaj szans, ponieważ w moim przekonaniu dobiegną tylko dwa rącze rumaki. Po raz trzeci w mojej wypowiedzi pojawiły się rumaki, to jest jakaś obsesja”.

Może wielkiemu oratorowi trochę za ostro „poszły konie po betonie”, ale posłuchajmy, jak gonitwa się skończy: „Donald Tusk będzie prowadził w tej stawce przez długi, długi czas, żeby na ostatnich kilkudziesięciu metrach zostać wyprzedzony przez Lecha Kaczyńskiego”. Ale mimo wygranej europoseł może mieć problemy: „Proszę mnie nie stawiać w sytuacji, żeby rozgraniczać między dwoma braćmi, bo to jest śmierć dla polityka związanego z partią, którą mam zaszczyt reprezentować”.

Panie Marku, pan się nie boi, śmierć to mogła spotkać rycerza w boju, a dżokej tylko spada z konia, pardon, z rumaka.