Trwają spory o to, kto tak naprawdę dowodził wojskami sprzymierzonych. Trudno stwierdzić, gdzie i z czyjej ręki zginął Wielki Mistrz Zakonu. Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem prof. Henryka Samsonowicza to wynik wykorzystywania bitwy w celach propagandowych.
Twórcy dokumentu „Legenda Grunwaldu” postanowili zmierzyć się z tajemnicami historii. Wskazują, gdzie stały poszczególne oddziały. Starają się także oszacować liczebność wojsk. A ta sprawa do dziś budzi kontrowersje.
W filmie wykorzystano sceny z rekonstrukcji bitwy – imprez od lat cieszących się dużym zainteresowaniem turystów i miłośników militariów. Pokazano także oryginalne dokumenty sprzed wieków, m.in. „Kronikę” Jana Długosza. Autor urodził się pięć lat po bitwie, ale pamięć o tamtych wydarzeniach była w jego rodzinie żywa.
Ojciec kronikarza, średniozamożny szlachcic z Małopolski, walczył pod Grunwaldem i wziął do niewoli dwóch krzyżackich rycerzy. Wiadomości Długosz czerpał też od stryja Bartłomieja, proboszcza kłobuckiego, świadka wojny polsko-krzyżackiej. Pełnił on wtedy funkcję kapelana królewskiego i przed starciem celebrował mszę świętą. Długosz mógł też znać szczegóły batalii od Zbigniewa Oleśnickiego, który na polach Grunwaldu odznaczył się męstwem, broniąc króla Władysława Jagiełłę.
O kluczowym momencie zmagań Długosz napisał: „Mąż na męża napierał, kruszyły się z trzaskiem oręże, godziły w twarz wymierzone wzajem groty. W tym zamieszaniu i zgiełku trudno odróżnić było dzielniejszych od słabszych, odważnych od niewieściuchów, wszyscy bowiem jakby w jednym zawiśli tłumie”.