Następnie – osobę najbardziej przypominającą Andrzeja Morozowskiego lub Tomasza Sekielskiego, najlepiej obydwu naraz, i to będzie kapitan drużyny nr 2, nazwijmy ją TVN. Na hasło: „Podsumowujemy 100 dni rządu” obie drużyny jednocześnie dzwonią do premiera. Wygrywa ta, która ściągnie go do studia. Albo premier – o ile uda mu się wywinąć z obu spotkań. W ostatni poniedziałek prawdziwa, nieudawana drużyna TVN z prawdziwymi Sekielskim i Morozowskim uświadomiła sobie, że nie opłaca się jej grać na remis. Powód jest prosty: program Lisa w Dwójce jest o półtorej godziny wcześniej niż ich talk-show w TVN. – Stop! – zawołali „Teraz my” – odwołujemy spotkanie, bo „pokazywanie gościa, który wcześniej opowie o wszystkim na innej antenie, nie ma sensu”. Efekt znamy ze szkoły podstawowej: ciągnie się z frajerem linę, potem gwałtownie puszcza, żeby poleciał na plecy. Tyle że w tym przypadku lina się zdematerializowała. Premier uznał, że skoro TVN nie chce się nim dzielić z telewizją publiczną, to on nie chce dzielić się swoją wiedzą z widzami TVP 2. Niestety, mimo najlepszych chęci szefa rządu nie zniknął problem Sekielskiego i Morozowskiego, bo ich program nadal zaczyna się później niż Lisa. Ruch jest prosty: muszą przesunąć swój talk show na wcześniejszą godzinę, a jeśli to nie pomoże – na wcześniejszy dzień. Lis w poniedziałek, to oni w niedzielę, Lis o szóstej rano, oni o piątej, Lis znienacka, oni z zaskoczenia. W końcu okręty flagowe TVP 2 i TVN zmienią w statki widma wyłapujące jedynie zbłąkanych polityków drugiego szeregu. Wszyscy będą się śmiali, a najbardziej Polsat.