Panie Gore, zgarnąłeś pan Nobla za walkę z ociepleniem, a ja się teraz trzęsę. Wyrzuciłem rękawiczki, czapkę, nawet kalesony (piszę „nawet”, bo miałem jedne). I co? Igloo! Globalne oziębienie. Tak się ludziska przejęli. Przestali dmuchać na zimne, pogasili światła w toaletach, odwołali ogniska, wyłączyli latarki.
Przegięto wajchę w drugą stronę i szal nic tu nie pomoże. Może sobie Kret (taka nasza męska pogodynka) mówić: „Przecież w końcu nadchodzi zima. Nie ma się kompletnie, czemu dziwić”, skoro i tak Kraśko (Kraśkę pan musi znać, bo siedział trochę w Stanach) rozpoczyna „Wiadomości” słowami: „No i zaczęło się!”. Całe szczęście, że drogowcy, przynajmniej w Warszawie, byli przygotowani.
Przeprowadzili akcję Alfa, potem akcję Beta i wyjechali na ulice o 10.30, gdy większość kierowców już zdążyła zamarznąć, a wiadomo, mniej kierowców, mniej wypadków. Pani urzędnik, która do pracy tego dnia chyba doleciała na miotle, stwierdziła: „Z punktu widzenia obowiązujących zasad jest to prawidłowe działanie”.
Wiadomo, że prawidłowe. Piaskarki muszą być wypełnione piaskiem, a skąd wziąć piasek zimą? Latem wystarczy jechać nad Bałtyk, w grudniu zostaje tylko sól, a czy sól jest zdrowa? Panie Alu, jedyne, co może nam pomóc po tych pana hockach-klockach, to nowy prezydent z pomysłem na pokonanie zimy. Nowy, bo ten, co jest, taki chłód wokół siebie wytwarza, że sam wiecznie przeziębiony. A widział pan kandydatów?
Lewica wierzy, że ociepli ją Szmajdziński przy pomocy Kwaśniewskiego. Tyle że pan Aleksander, jak tylko zacznie walczyć z zimnem, zaraz jakiegoś wirusa złapie, co go ścina jak lód Mamry. A Marcinkiewicz? Ładna poetka przy kominku to jest piękna idea, ale czy my mamy w Polsce tyle zdolnej młodzieży? Pozostaje faworyt Donald, który się waha. Ten proponuje sprawdzony peruwiański sposób – czapkę noś i przy pogodzie. Że śmiesznie się wygląda? Fakt.