Roztargniony naukowiec Trevor (Brendan Fraser) bada obszary aktywne sejsmicznie, wierząc – podobnie jak jego zaginiony przed laty brat Max – że gdzieś na Ziemi znajduje się szczelina, która prowadzi do wnętrza naszej planety. Pewnego dnia wraz z powierzonym jego opiece Seanem (Josh Hutcherson), synem Maksa, udaje się na Islandię, gdzie podejrzewa, że znajduje się przejście umożliwiające dotarcie pod skorupę Ziemi. W wyprawie towarzyszy im przewodniczka Hannah (Anita Briem).
Podróż w głąb Ziemi przypomina odwiedziny w podrzędnym lunaparku – tak kiczowate są, niestety, filmowa scenografia i efekty specjalne. Jednak w tym przypadku dobry gust i wyrafinowanie mają trzeciorzędne znaczenie. Twórcy postawili na szybkie tempo akcji w duchu przygód Indiany Jonesa. I jeśli przymknąć oko na „okoliczności przyrody”, film ogląda się znakomicie.
Tyle że widzowie przed telewizorami – w przeciwieństwie do publiczności kinowej – będą pozbawieni możliwości obejrzenia „Podróży do wnętrza Ziemi” w technologii trójwymiarowej (3D). Tymczasem obraz w reżyserii Erica Breviga powstał przede wszystkim z myślą o takich właśnie projekcjach. Na ekranie fruwają odłamki skalne, latające ryby wyskakują z wody, a dinozaurowi leci z pyska ślina. W tym sensie film przypomina produkcje 3D powstające w Hollywood w latach 50. ubiegłego stulecia. Wówczas filmowcy wykazywali się podobną inwencją. Podróż do wnętrza Ziemi
18.35 | hbo | NIEDZIELA