- Słowacki robi w "Beniowskim" dokładnie to, co ja bym chciała uczynić z naszą spuścizną słowiańską - mówi reżyserka. - On poszukuje źródeł naszych pradawnych korzeni. Beniowski w czasie swojej podróży na wschód natrafia na święte dęby, które nie wiadomo skąd się wzięły, na jakieś dziwne wierzenia i obrzędy, na ludy o bardziej lub mniej anormalnych zachowaniach, z którymi musi się jakoś skonfrontować. Moje pierwsze skojarzenia z tym związane prowadziły do czegoś, co nam w duszy gra. Na scenie mamy więc zespół rockowo- punkowy składający się z pięciu śpiewających instrumentalistek i trzech muzyków. To chyba innowacja, bo aktorzy nie tylko śpiewają, ale i na żywo grają na instrumentach. Wszyscy ubrani w jakieś stroje plemienne. I dla mnie, ta - w dużej części - dźwiękowa podróż, jest taka sama, jaką przebył Słowacki w swej twórczości. Co więcej Słowacki nie pieści się z Beniowskim i robi z tej postaci antybohatera - dodaje Warsicka. - Czyni to wtedy, gdy naród polski potrzebuje podniesienia i swym "wspaniałym postaciom" kreuje pomniki. Słowacki idzie w odwrotnym kierunku. Wytyka wszystko, co nie jest fajne w tym kulcie. Podążam tym śladem. Pokazuję antybohatera w czasach, gdy budowany jest kult postaci pomnikowych, a bohater, jak każdy, ma swoje jasne i ciemne strony. Staram się więc, z przymrużeniem oka i z humorem - tak jak Słowacki - przedstawić te nasze odwieczne wady towarzyszące nam w porywach serca i fantazji.
Jak wiadomo "Beniowski" wydany za życia poety składał się pięciu pieśni. Dopiero później uzupełniano je o inne części, które ukazały sie po śmierci wieszcza. W 1949 r. prof. Juliusz Kleiner zrekonstruował drogę twórczą Słowackiego w tzw. "wyobrażaniu poszukiwawczym" W poznańskim przedstawieniu po raz pierwszy zabrzmią fragmenty bardziej orientalne, które w tej inscenizacji się komponują, a nigdy nie były na scenie wykorzystywane.
Kompozytor Karol Nepelski - autor muzyki do spektaklu "Beniowski. Ballada bez bohatera" - utrzymuje, że pradawnych słowiańskich brzmień szukał w różnych źródłach: od ludowych, podlaskich szeptuch, przez utwory wielogłosowe z muzyki cerkiewnej, aż po muzykę rozrywkową. - Nie wiemy – mówi - co wykonywano tysiąc lat temu. Starałem się wiec iść śladem charakteru samego tekstu. Gdy mowa jest o prehistorii, legendach to - wykorzystując dzisiejsze, techniczne możliwości choćby wielokanałowego dźwięku - staram się wprowadzić słuchacza w świat mistyki, wciągnąć w swoistą dźwiękową ułudę. Tam, gdzie jest zwykła opowieść o Beniowskim, tam muzyka i dźwięk ma znacznie prostszą kompozycję.
Reżyserka Małgorzata Warsicka wyraźnie natomiast zaznacza, że nie jest to musical do słów Słowackiego. Spektakl jest - jej zdaniem - czymś między operą, musicalem, a śpiewogrą. Tekst z frazą 11-zgłoskowca będzie mówiony. - To jest opowieść o bohaterze, który istnieje tylko w słowach, bo Beniowski na scenie się nie pojawia - dodaje dramaturg Michał Pabian. Ta figura, to dla naszego wieszcza taki facet, który w czasach Konfederacji Barskiej, bardzo chciał się zasłużyć. Trafiał tam gdzie były bitwy. Jak się jednak okazywało - on te batalie przeżywał w jakimś dębie, w dodatku z dziewoją, którą następnie porzucał. Tekst składa się wyłącznie z dygresji. Jeśli wierzy się w nie, w ich kulturową, magiczną moc, to bardzo wiele mówią o nas samych - konkluduje Michał Pabian.