Tego nie było tu od lat: niemal na wszystkie spektakle i koncerty w Salzburgu bez kłopotu można jeszcze dostać bilety, a wiele z nich jest w ostatniej chwili przecenianych. Dotyczy to, rzecz jasna, najdroższych miejsc po 200 czy 300 euro, gdyż w czasach kryzysu ludzie nie są skłonni do kulturalnych szaleństw. Przed teatrami festiwalowymi pojawiła się więc nowa kategoria widzów liczących na ostatnią szansę. Kiedyś chodzili oni z kartką: „Kupię bilet”. Teraz ten napis się wydłużył: „Kupię bilet za rozsądną cenę”.
Puste miejsca widoczne na widowni stały się okazją do rozliczeń dyrekcji. Zarzut jest prosty: gdyby występowało więcej gwiazd, Salzburg nie miałby dziś takich kłopotów. Tymczasem obecny szef festiwalu, reżyser Jürgen Flimm, rozpoczynając urzędowanie jesienią 2006 roku zapowiedział, że interesują go wartościowi artyści. To zaś, czy ktoś jest na topie, ma dla niego drugorzędne znaczenie.
Flimm postanowił na ciekawy program. Przedstawienia teatralne i operowe co roku łączy wspólnym tematem (obecnie jest to władza i polityka), a na koncertach XIX-wieczną klasykę miesza w niebanalny sposób z utworami bliższymi współczesności. Pomysł sprawdzał się w czasach ogólnej koniunktury, obecnie ludzie gotowi są wydać duże pieniądze na coś absolutnie wyjątkowego.
Tymczasem jeśli spojrzy się choćby na doroczne rankingi najlepszych artystów, ogłoszone tradycyjnie przed festiwalem przez wydawnictwo „Festspiele”, to lista nieobecnych w Salzburgu jest długa. Z pierwszej dziesiątki muzyków zagrają jedynie pianiści Lang Lang i Arcadi Volodos, skrzypaczka Janine Jansen oraz wiolonczelista Gautier Capucon.
Podobnie jest ze śpiewakami, nie będzie zwycięzców rankingu: Renée Fleming i Bryna Terfela, ale także Eliny Garancy, Angeli Gheorghiu, Cecilii Bartoli, Natalie Dessay, Roberto Alagni, Josepha Calleji czy Piotra Beczały. Ci zaś, co przyjadą, wpadną z reguły na jeden recitalowy wieczór. Tak zrobią Juan Diego Florez, Magdalena Kožena i Anna Netrebko. Na występ rosyjskiej gwiazdy opery oraz chińskiego pianisty Lang Lang biletów już nie ma, co tylko potwierdza, jak bardzo publiczność żąda obecności sław.