Jest kryzys, trzeba angażować gwiazdy

Kłopoty finansowe dotknęły także kulturalne święto Europy - festiwal w Salzburgu. Przyjechało mniej gości, ale winą obarcza się za to głównie jego szefów.

Publikacja: 11.08.2009 11:38

Angela Denoke

Angela Denoke

Foto: Materiały Promocyjne

Tego nie było tu od lat: niemal na wszystkie spektakle i koncerty w Salzburgu bez kłopotu można jeszcze dostać bilety, a wiele z nich jest w ostatniej chwili przecenianych. Dotyczy to, rzecz jasna, najdroższych miejsc po 200 czy 300 euro, gdyż w czasach kryzysu ludzie nie są skłonni do kulturalnych szaleństw. Przed teatrami festiwalowymi pojawiła się więc nowa kategoria widzów liczących na ostatnią szansę. Kiedyś chodzili oni z kartką: „Kupię bilet”. Teraz ten napis się wydłużył: „Kupię bilet za rozsądną cenę”.

Puste miejsca widoczne na widowni stały się okazją do rozliczeń dyrekcji. Zarzut jest prosty: gdyby występowało więcej gwiazd, Salzburg nie miałby dziś takich kłopotów. Tymczasem obecny szef festiwalu, reżyser Jürgen Flimm, rozpoczynając urzędowanie jesienią 2006 roku zapowiedział, że interesują go wartościowi artyści. To zaś, czy ktoś jest na topie, ma dla niego drugorzędne znaczenie.

Flimm postanowił na ciekawy program. Przedstawienia teatralne i operowe co roku łączy wspólnym tematem (obecnie jest to władza i polityka), a na koncertach XIX-wieczną klasykę miesza w niebanalny sposób z utworami bliższymi współczesności. Pomysł sprawdzał się w czasach ogólnej koniunktury, obecnie ludzie gotowi są wydać duże pieniądze na coś absolutnie wyjątkowego.

Tymczasem jeśli spojrzy się choćby na doroczne rankingi najlepszych artystów, ogłoszone tradycyjnie przed festiwalem przez wydawnictwo „Festspiele”, to lista nieobecnych w Salzburgu jest długa. Z pierwszej dziesiątki muzyków zagrają jedynie pianiści Lang Lang i Arcadi Volodos, skrzypaczka Janine Jansen oraz wiolonczelista Gautier Capucon.

Podobnie jest ze śpiewakami, nie będzie zwycięzców rankingu: Renée Fleming i Bryna Terfela, ale także Eliny Garancy, Angeli Gheorghiu, Cecilii Bartoli, Natalie Dessay, Roberto Alagni, Josepha Calleji czy Piotra Beczały. Ci zaś, co przyjadą, wpadną z reguły na jeden recitalowy wieczór. Tak zrobią Juan Diego Florez, Magdalena Kožena i Anna Netrebko. Na występ rosyjskiej gwiazdy opery oraz chińskiego pianisty Lang Lang biletów już nie ma, co tylko potwierdza, jak bardzo publiczność żąda obecności sław.

Mimo to bez nich także zdarzają się w Salzburgu niezwykłe wieczory. Rewelacyjne role w „Theodorze” Haendla stworzyli Christine Schäffer i amerykański kontratenor Bejun Mehta. Można się było zachwycić Angelą Denoke i jej poetycką interpretacją pięciu pieśni Berga na koncercie z Wiedeńskimi Filharmonikami. Tyle tylko, że niemiecka śpiewaczka specjalizuje się w muzyce XX wieku. A takich artystów darzą uznaniem ci, którzy oczekują wysublimowanych propozycji. Ta kategoria widzów jest zaś w Salzburgu w mniejszości.

Na dodatek nie Angela Denoke była bohaterką koncertu lecz fiński dyrygent Esa-Pekka Salonen, który po jej występie zabrał się za VI symfonię Brucknera. Gigantyczną, a momentami rozwlekłą, konstrukcję muzyczną przepełnił takim dramatyzmem, że słuchało się dzieła w napięciu. Od lat zresztą w programie koncertowym festiwalu – niezależnie od atrakcyjnych nazwisk solistów – najważniejsi pozostają dyrygenci. A Salzburg zaprasza tych absolutnie najlepszych, także w tym roku.

Nie zmienia to jednak faktu, że w prasie austriackiej pojawiły się głosy wzywające do dyskusji nad koncepcją festiwalu. Salzburg musi dostrzec, że ma konkurencję, letnich imprez muzycznych z roku na rok jest w Europie coraz więcej.

Zmiany są zatem nieuniknione. Już zresztą nadchodzą. Jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu ogłoszono, że gdy wygaśnie kadencja Jürgena Flimma, w 2011 roku rządy w Salzburgu przejmie Alexander Pereira. To jeden z najlepszych menedżerów kulturalnych w Europie. Przez lata kierował Operą w Zurychu, gdzie udowodnił, że można robić oryginalne przedstawienia z udziałem gwiazd.

Tego nie było tu od lat: niemal na wszystkie spektakle i koncerty w Salzburgu bez kłopotu można jeszcze dostać bilety, a wiele z nich jest w ostatniej chwili przecenianych. Dotyczy to, rzecz jasna, najdroższych miejsc po 200 czy 300 euro, gdyż w czasach kryzysu ludzie nie są skłonni do kulturalnych szaleństw. Przed teatrami festiwalowymi pojawiła się więc nowa kategoria widzów liczących na ostatnią szansę. Kiedyś chodzili oni z kartką: „Kupię bilet”. Teraz ten napis się wydłużył: „Kupię bilet za rozsądną cenę”.

Pozostało 85% artykułu
Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły