– Dla mnie jednak „Oleanna" to przede wszystkim opowieść o dążeniu do samoświadomości – podkreśla reżyser. – Profesor i studentka to dwa światy, których zderzenie jest wstrząsem dla każdej ze stron. Konfrontacja zmusza ich do samookreślenia. To wiąże się z inną kwestią. – Z jednej strony lubimy znane, utarte ścieżki, z drugiej – pociąga nas nowe, niewiadome, może prawdziwsze – zauważa Krzysztof Stelmaszyk. – Odbieganie od norm wiąże się z ryzykiem nieporozumienia. Przeważnie nie wychodzimy więc poza wygodne schematy, nie rozpoznajemy własnych emocji, nie rozumiemy też siebie ani innych. To dlatego nasi bohaterowie walczą i nie mają szansy zbliżyć się do siebie. Więcej przed sobą ukrywają, niż pokazują. Niby dążą do prawdy, ale każdy do swojej, subiektywnej. I, chcąc nie chcąc, rozpoczynają wieloznaczną grę domysłów i wzajemnych podejrzeń.
Slogany i inwektywy
Kiedy w Teatrze Studio zapadała decyzja, że Krzysztof Stelmaszyk wyreżyseruje „Oleannę", w Polsce nie wybuchła jeszcze dyskusja o społecznej roli płci. Teraz wieloznaczność spotkania opisanego przez Mameta nabiera nowego znaczenia. – Profesor spotyka się ze studentką, profesor sprawuje władzę, a studentka tej władzy podlega – podkreśla reżyser. – I każde z nich próbuje w tym układzie załatwić swoją sprawę. Oboje mają odmienne pokoleniowo doświadczenia. To wręcz fizycznie odczuwalne lęki, fobie, obawy.
Aktor zdaje sobie sprawę, że w odbiorze sztuki może się pojawić kontekst gender. – Rozumiem, że „Oleanna" może być odczytywana jako głos w sprawie – mówi. – Nie chcemy stawać po żadnej ze stron tej dyskusji. Dla mnie najciekawsze jest spotkanie tych dwojga ludzi. Wieloznaczne i pełne napięcia. Cieszy mnie, że tekst sprzed ponad dwudziestu lat jest wciąż aktualny. Krzysztof Stelmaszyk uważa, że największym problemem naszego kraju jest brak zrozumienia dla drugiej strony sporu, jej lęków i obaw. – To one dyktują często mocne, skrajne i emocjonalne opinie – mówi Stelmaszyk. – Próba zrozumienia ich przyczyn sprawia, że rozmowa staje się merytoryczna i nie kończy się licytacją na slogany i inwektywy. Tak się składa, że David Mamet proponuje chwilę namysłu i daje szansę przyjrzenia się problemowi z wszystkich możliwych stron. To dobry przykład.
Dziwne propozycje
Na stosunki bohaterów nakładają się relacje artystów: doświadczonego aktora, który debiutował w spektaklu Tadeusza Łomnickiego, i młodej, utalentowanej aktorki. – Zdecydowałem się grać z Natalią, bo nasze wspólne doświadczenia teatralne udowodniły, że na scenie jest czujną i żywiołowo reagującą partnerką. A w tym pełnym niuansów tekście to szalenie istotne. Mam nadzieję, że każde nasze spotkanie będzie inne – powiedział aktor. Trudno nie zauważyć, że w ostatnich latach w teatrze pojawiło się wiele dynamicznych, zdecydowanych reżyserek – poza Agnieszką Glińską Monika Strzępka, Maja Kleczewska, Ewelina Marciniak.
– To prawda – przyznaje Krzysztof Stelmaszyk. – Może dlatego w czasie prób zastanawialiśmy się, co by było, gdyby Mamet opisał odwrotną sytuację, w której starsza profesorka spotyka się z młodszym od siebie studentem. I prowadzi z nim trudną, długą dyskusję, podczas której padają różnego rodzaju, mniej lub bardziej zawoalowane propozycje. Może byłaby to jeszcze mocniejsza sztuka od tej, którą napisał Mamet?