– Są postacie dramatów wszędzie rozpoznawalne, ale które wciąż intrygują i dla mnie, jako reżysera stanowią ciągłe wyzwanie. Jednym z nich jest Macki Majcher z „Opery za trzy grosze" Bertolda Brechta i Kurta Weilla — tak realizację jednej z najbardziej popularnych sztuk XX wieku uzasadnia Paweł Szkotak, reżyser i dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu.
Na scenie pokazał już m.in. Carmen, Hamleta i Mozarta, więc jego zdaniem przyszedł czas i na złoczyńcę. Paweł Szkotak mówi, że wyreżyserowanie „Opery za trzy grosze" było jego marzeniem. Miejsce akcji przeniósł do Berlina, tuż po II wojnie światowej. – Mam nadzieję - nadmienia- że nie zostanie to uznane za naruszenie praw autorskich. Wyjawia bowiem, że przedstawiciele właściciela praw do wystawiania dramatu kontrolują każdy detal przedstawienia.
– W takiej sytuacji reżyser ma uczucie, jak by był na smyczy – mówi Paweł Szkotak. Z drugiej jednak strony, taki dość sztywny gorset, wyzwala. jego zdaniem, chęć nadania inscenizacji większej głębi, niż tylko zapisany przez tekście Brechta oraz w 22 piosenkach. – Szuka się wtedy innego sensu i znajduje się kolejny poziom narracji - wyjaśnia. – Ten musicalowy jest ścisły, zastrzeżony i niezmienny. Pozostaje jednak drugi, czyli historia losu ludzi opisana przez Brechta i z genialną muzyką Weill.
Nieprzypadkowo Mackiego Majchra i jego szajkę reżyser przeniósł w czasy powojenne. Szukał takiego okresu dla opery żebraczej, w którym naród niemiecki był żebrakiem Europy. To czas upadku wszystkich zasad po przegranej wojnie. Ogrom barbarzyństwa — według Szkotaka - „był wtedy niewyobrażalny i to prawdziwy cud, że nasz kontynent się z tego podniósł".
Dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu nie ukrywa też, że zastanawiał się, czy właściwym miejscem dla „Opery za trzy grosze" jest scena dramatyczna. W kierowanym przez niego teatrze rzadko pojawiają się inscenizacje muzyczne, wymagające od aktorów profesjonalnego przygotowania wokalnego.