Wprawdzie data narodzin tego musicalu to 6 kwietnia 1999 r., bo wtedy odbyła się jego prapremiera w Londynie, ale największe sukcesy odniósł on już w naszym stuleciu. „Mamma Mia!" – najbardziej kasowy musical w dziejach – zarobił ponad 2 miliardy dolarów, a to nie koniec zysków.
Na londyńskim West Endzie grany jest przecież nadal, na świecie doczekał się prawie 40 scenicznych realizacji, także m.in. w Tokio, Seulu czy Szanghaju. Obejrzało go ponad 50 mln widzów, nie licząc tych, którzy wybrali się na filmową wersję z 2008 r. z Meryl Streep, Piercem Brosnanem i Colinem Firthem.
„Mamma Mia!" należy do gatunku zwanego jukebox musical, czyli musical grającej szafy. – Gdybym miał znaleźć ładną nazwę dla tych utworów opartych na znanych hitach, powiedziałbym: musical za grosik. Byłoby to odwołanie do starego przeboju „Do grającej szafy grosik wrzuć" – mówi „Rz" tłumacz „Mamma Mia!" Daniel Wyszogrodzki.
Catherine Johnson, autorka scenicznej opowieści, w którą wplotła 25 piosenek zespołu Abba, nie była twórczynią tego gatunku. Jukebox musical wykrystalizował się w latach 70., jednym z pierwszych utworów stał się „Elvis", oparty oczywiście na biografii Presleya. Mało kto zaś pamięta, że w 1983 r. odbyła się premiera musicalu „Abbacadabra" powstałego na kanwie przebojów Abby. Jego kariera trwała jednak krótko.
Prawdziwy wysyp takich musicali nastąpił dopiero w XXI wieku i trwa nadal. Do ostatnich przykładów należy odnoszący sukcesy w Londynie i w Nowym Jorku „Motown" – o założycielu słynnej wytwórni płytowej, która wylansowała m.in. Dianę Ross, The Supremes, Steviego Wondera czy Michaela Jacksona.
Hitem Broadwayu był z kolei w ub. roku musical „After Midnight" o dziejach nowojorskiego Cotton Club, w którym grywali Duke Ellington i Cab Calloway. Od kilku zaś miesięcy w Londynie można obejrzeć kolejną opowieść o szalonych latach 60. – „Sunny Afternoon" z piosenkami popularnej w tamtych czasach brytyjskiej grupy The Kinks.
Mnogość takich widowisk jest jednak dowodem musicalowej słabości, a nie siły. – W latach 80. każdego roku pojawiały się nowe, oryginalne i świetne tytuły, potem studnia się nieco wyczerpała, jakby twórcy musicalowi stracili inwencję – ocenia Daniel Wyszogrodzki. – Narodziły się natomiast dwie tendencje: jedna z nich to utwory będące muzyczną przeróbką filmów, tak jak wystawiony u nas w Teatrze Roma „Taniec wampirów", oraz właśnie jukebox musical.