Ambitne widowisko miało piękną muzykę znakomitego kompozytora filmowego i teatralnego Zbigniewa Preisnera (który zarazem wystąpił w roli reżysera), efektowną scenografię Borisa Kudlicki, światowej sławy gwiazdę Lisę Gerrard jako wokalistkę (cenioną też jako kompozytorkę muzyki m.in. do filmów „Gladiatora”, „Informattor” i „All”, polskich aktorów (Jerzy Trela, choć tylko z ekranu), muzyków i wykonawców piosenek (m.in. Anna Szałapak, Beata Rybotycka, Edyta Krzemień, Jacek Wójcicki). Były w nim teksty Seneki i współczesnej uznanej poetki Ewy Lipskiej (także autorki scenariusza). Występował renomowany Wrocławski Teatr Pantomimy i chór Narodowego Forum Muzyki pod dyrekcją Agnieszki Franków-Żelazny.
A mimo takiego bogactwa inscenizacyjnego i ważnego przesłania, spektakl nie stał się porywającym widzów wydarzeniem. Rysy dramaturgiczne poważnie zachwiały całością.
Pierwsza część widowiska utrzymana w kasandrycznej tonacji miała mocny wyraz. Uniesiony ponad scenę chór w kantorowskiej czerni brzmiał złowróżbnie. Zbigniew Preisner przywoływał Senekę, filozofa z IV wieku p.n.e z czasów Nerona jako tego, którego moc nie traci nadal aktualności. Potwierdzały to łacińskie cytaty, wyświetlane na obramowaniu sceny i tłumaczone na język polski: „Złe to rządy kiedy pospólstwo kieruje władcami” i „Cechą najgorszą jest pospólstwo", dopełnione cytatem z Plauta „Człowiek człowiekowi wilkiem", wystawiającym jak najgorsze świadectwo naturze ludzkiej. I powtarzane przez chór.
Na tym tle w skupieniu słuchaliśmy uniwersalnego pytania z wiersza Ewy Lipskiej „Dokąd zmierzasz, Człowieku, Kto wyznacza Ci cel".
II część widowiska niespodziewanie diametralnie zmieniała tonację brzmień i kolorów przenosząc wszystkich do... kabaretu, a konkretnie do Piwnicy pod Baranami, w której pojawiały się odwołania do „Wesela" Wyspiańskiego” (Jacek Wójcicki wcielał się w Stańczyka, były też odniesienia do motywu chocholego tańca z refrenem „Miałeś chamie złoty róg"), jak i współczesnej polityki „dobrej zmiany” w Polsce. Z pewnością ten chwyt miał zaktualizować spektakl, ale raził publicystyką.
Wyspiańskiego wolałabym oglądać we współczesnych Bronowicach, a nie w kabarecie. A pomysł przeniesienia kabaretu na wielką scenę niweczył całkowicie jego kameralny z natury klimat w satyrycznym jak i lirycznym wymiarze.