Premiera prezentowanych „Dziadów” odbyła się w TVP 2 listopada 1959 roku i była to pierwsza zarejestrowana wersja tego dramatu. Tekst ułożył i wyreżyserował Adam Hanuszkiewicz.
Teraz widzowie mogli zobaczyć fragmenty tamtej realizacji po rekonstrukcji cyfrowej, nadal w czarno-białej wersji i minimalistycznej scenografii Krzysztofa Pankiewicza. Wystąpili m.in. Adam Hanuszkiewicz, Jan Kurnakowicz, Jan Świderski, Zofia Rysiówna, Roman Kłosowski, Jan Kobuszewski, Tadeusz Łomnicki, czyli jak dziś wiadomo – aktorzy świetni i już nieżyjący, niestety.
Problem w tym, że zaprezentowany materiał nie został opatrzony żadnym, choćby najskromniejszym wstępem, który pozwoliłby widzom zrozumieć, co oglądają, dlaczego to właśnie i kogo widzą. Nie są to oczywistości, gdy ogląda się spektakl liczący 62 lata, w czasie których tekst Mickiewicza się wprawdzie nie zmienił, ale technika telewizyjna i język Teatru TV – bardzo. W statycznej, minimalistycznej w formie realizacji z 1959 roku, na plan pierwszy wysunęła się umiejętność komunikatywnego podawania tekstu przez aktorów, co budzi podziw dla ich zawodowego warsztatu, bo dziś coraz częściej jest nadzwyczajną kompetencją. Widzom należała się pomoc w rozpoznaniu aktorów i postaci, tym bardziej, że sceny pochodziły z różnych części „Dziadów” i miały ze sobą luźny związek, oględnie rzecz ujmując. Potrzebne również w sytuacji pokazywania tak wiekowego spektaklu jest uświadomienie, czym dramat był wówczas i czym jest dzisiaj. Wreszcie należy się informacja, że w telewizyjnych archiwach to jedne z kilku „Dziadów”, bo później z tym trudnym dramatem Mickiewicza mierzyli się m.in. Konrad Swinarski, Jan Englert, Krzysztof Babicki, a całkiem niedawno, bo w ubiegłym roku – Piotr Tomaszuk.
Czytaj więcej
W poniedziałkowym paśmie Teatru TV pokazano widowisko „Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj”. Norwid, który miał być jego bohaterem, stał się jego ofiarą.
Przez wiele lat dobrym obyczajem Teatru TV były wstępy pojawiające się przed spektaklami. Starsi widzowie pamiętają, że celowali w nich Stefan Treugutt i Jerzy Koenig, których klasa polegała m.in. na tym, że nienachalnie, klarownie i systematycznie wprowadzali widzów w arkana prezentowanych przedstawień i ich realizacji. Rozumieli, że ich zadaniem jest do teatru zachęcać, a nie od niego odstręczać. W przypadku poniedziałkowego spektaklu widzowie zostali pozostawieni sami sobie. To nie tylko nieeleganckie, ale i lekceważące.