„Wiarołomnych” zrealizowała w kinie jedna z najważniejszych dla Bergmana aktorek Liv Ullman. Film oglądaliśmy na polskich ekranach w 2000 roku. Krytycy porównywali go do „Scen z życia małżeńskiego”. Podobnie jak w wielu swoich wcześniejszych dramatach Bergman oparł historię na wydarzeniach ze swojego życia.
Sam w 1949 roku przeżył romans z dziennikarką Gun Hagberg, opisywany w jednym z rozdziałów książki „Laterna magica”. Była ona potem pierwowzorem wielu kobiecych postaci w jego filmach.
Dramat Bergmana po raz kolejny zgłębia tematykę skomplikowanych relacji międzyludzkich. Autor mówił o nim jako o „thrillerze namiętności”.
To – pozornie – historia, jakich wiele. Marianna, piękna i spełniona aktorka, żyje w szczęśliwym małżeństwie. David jest przyjacielem kobiety i jej męża Markusa. Pewnego dnia dla żartu proponuje jej romans. Marianna początkowo odrzuca tę propozycję, stopniowo jednak zaczyna brnąć na zimno w niszczący ją związek. Ale to tylko jedna z warstw tej opowieści. Marianna pojawia się u starego reżysera, który pracuje nad napisaniem dramatu o zdradzie. Jej historia stanie się kanwą dramatu, ale też wspomnieniem z pamięci reżysera. Kobieta jest dla niego medium, dzięki któremu próbuje się rozliczyć z własną przeszłością.
– To ludzka rzeźnia – mówi o dramacie Bergmana reżyser scenicznej wersji „Wiarołomnych” Artur Urbański. – Pokazuje zdradę na różne sposoby, nie tylko w stosunku do drugiej osoby, ale również do samego siebie. Bohaterowie tego dramatu orientują się w pewnym momencie, że nie są tacy, jak wyobrażali sobie do tej pory. Skłonni do zaprzeczenia wszystkim swoim dotychczasowym przekonaniom.