"Step up", którego sequel pojawił się na ekranach dwa lata temu, ma trzecie wydanie. Tak jak poprzedni obraz w reżyserii Jona Chu (część pierwszą z podtytułem "Taniec zmysłów" reżyserowała Anne Fletcher). Po raz pierwszy taneczne wolty dostępne są również w wersji 3D.
[wyimek][link=http://empik.rp.pl/step-up-3d-various-artists,prod58301614,muzyka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]
Tylko nie próbujcie tego naśladować! Kręcioł na głowie, lot w powietrzu z bezbolesnym lądowaniem na kolanach, stójka na jednej ręce – to zadania dla akrobaty. Popisy, które możemy jedynie podziwiać – i na tym poprzestać. Zresztą nawet Travolta czy Swayze (w ich najlepszej formie) i inni dawni królowie parkietu nie mieliby szans w konfrontacji z członkami zespołu Piratów lub Samurajów.
Takie nazwy noszą dwie antagonistyczne formacje dające popisy na ulicach Nowego Jorku. Dwie grupy żyjące dance'em i lansem. Nowy Jork – filmowany tak, że można uwierzyć w jego unikalną urodę – jest sceną ich zmagań tanecznych, moralnych i miłosnych.
Układy taneczno-akrobatyczne wypełniają 90 procent filmowego czasu. Pomiędzy popisami mamy love story z happy endem. W tle – smrodek dydaktyczny. Rzecz jasna kibicujemy biednym i prawym; źli i bogaci muszą przegrać. Wiadomo też – zakochani połączą się w finale, przyjaźń zostanie nagrodzona, zdolni wypłyną. Ku satysfakcji widzów. Reżyser odwołuje się do szlachetnych antenatów, od "West Side Story" poczynając, na "Dirty dancing" kończąc. Cytuje też klasyków "odkrywczych" kroków – Freda Astaire'a, Elvisa Presleya (słynna zarzutka biodrami) – i lunatyczne gesty Michaela Jacksona.