Marzą o nich artyści i milionerzy. W czym tkwi sekret skrzypiec stradivarius?

Stradivariusy to najdroższe i najbardziej pożądane instrumenty muzyczne na świecie. Marzą o nich muzycy – i inwestorzy. W czym tkwi sekret magii arcydzieł stworzonych rękami Antonio Stradivariego?

Publikacja: 26.01.2024 11:10

Stradivarius będący własnością Królestwa Hiszpanii, pochodzący prawdopodobnie z 1689 roku. Instrumen

Stradivarius będący własnością Królestwa Hiszpanii, pochodzący prawdopodobnie z 1689 roku. Instrument jest przechowywany w pałacu królewskim w Madrycie.

Foto: Gryffindor, domena publiczna, Wikimedia Commons

Tekst pierwotnie ukazał się w papierowym magazynie „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.

W Cremonie, w której przeżył pracowite 93 lata, Antonio Stradivari doczekał się sporego grona potomków. I choć miał dziesięcioro dzieci, a trzech synów poszło w jego ślady, to nawet oni nie przejęli tajemnicy ojca.

Brzmienie skrzypiec wytworzonych przez słynnego włoskiego lutnika jest jasne i czyste, precyzyjne i wyrafinowane. Po wielu analizach nie ma wątpliwości, że genialny dźwięk stradivariusy zawdzięczają m.in. rodzajowi drewna, z którego zostały zbudowane.

Do interesujących wniosków doszli profesorowie z Uniwersytetu Columbia – zwrócili uwagę na tzw. małą epokę lodową, chłodniejszy klimat w czasie, w którym żyli słynni lutnicy z Cremony i rosły drzewa, których używali. Chłód przyczynił się do wolniejszego wzrostu roślin, co sprawiło, że Stradivari i jego koledzy po fachu pracowali z gęstszym drewnem niż to, z którym mamy do czynienia dzisiaj.

Liczy się też oczywiście wiek drewna. Z dokładnością co do roku określa się go obecnie przy zastosowaniu metody zwanej dendrochronologią, którą opracował 100 lat temu astronom i archeolog A.E. (Andrew Ellicott) Douglass. Dzięki niej można podać nawet sezon, w jakim drzewo zostało ścięte.

Równie ważny jest kształt skrzypiec – Stradivari je wydłużał. Naukowcy zastanawiali się też nad wpływem użytego 
lakieru – miksu oleju (podobno pierwszą warstwą miał być olej z siemienia lnianego), żywicy olejowej i – w niektórych przypadkach – czerwonego pigmentu. Wspominano też o oleju tungowym sprowadzanym w tym czasie do Włoch z Chin.

Badacze z MIT (Massachusetts Institute of Technology) uznali, że znaczenie może mieć wielkość tzw. efów, czyli otworów rezonansowych w kształcie litery „f” wydrążonych na górnej płycie. Im bardziej wydłużone, tym więcej dźwięków zaoferuje instrument. Stradivari wycinał je dłuższe i węższe niż inni.

Na czym polega sekret brzmienia skrzypiec stradivarius?

Ale czy tajemnica stradów nie leży w najwybitniejszych skrzypkach, którzy na nich grają? Bo, wbrew pozorom, strad nie wybrzmi dobrze w każdych rękach. Pytam o to Janusza Wawrowskiego, jednego z najwybitniejszych skrzypków swojego pokolenia i jedynego, który w kraju gra na stradivariusie. 
– Potrzebne jest doświadczenie. Stradivarius jest nie tyle kapryśny, ile wymagający. Trzeba umieć go dotykać.

Czytaj więcej

Zegarki luksusowe na rynku wtórnym wciąż tanieją, ale to nie koniec bańki

Muzyk nie pierwszy raz mówi o instrumencie jak o człowieku. Na jego oficjalnej stronie czytam o stradivariusie Polonia jako o „ambasadorze polskiej kultury na świecie”. – Bo te skrzypce stają się twoim partnerem. Jeśli dobrze je traktujesz, odwdzięczą się. Jeśli miłość jest wielka, pozostaje na całe życie. Ale o to trzeba dbać. Tarcie, dotyk, jakim musisz traktować stradivariusa, są specyficzne. Ani za delikatne, ani za mocne. W zamian dostajemy słodycz i szlachetność brzmienia. Strad nie jest wulgarny, ma moc, która dociera do słuchaczy. Taki czuły barbarzyńca – uśmiecha się Wawrowski.

Co skrzypek, to inne preferencje. Niewielu jednak stać na tak drogi instrument. Stradivarius Polonia z 1685 roku, na którym gra Janusz Wawrowski, został kupiony w 2018 roku. To pierwszy w Polsce strad od czasów wojny. I nie obyło się bez kontrowersji. Właściciel, twórca piramidy finansowej FutureNet, jest poszukiwany listem gończym i europejskim nakazem aresztowania. Skrzypce zabezpieczyła prokuratura, zostały przekazane w ręce Wawrowskiego – jako osobie zaufanej.

Stravarius: najsłynniejsze skrzypce świata

Stradivariusy są kulturową ikoną, a ich popularność wzrosła nie dzięki performerom, lecz kolekcjonerom, twierdzi jeden z najwybitniejszych dziś lutników na świecie Samuel Zygmuntowicz – potomek polskich Żydów ocalałych z Holokaustu, którego nowojorską pracownię odwiedzają m.in. amerykański skrzypek Joshua Bell czy muzycy Emerson String Quartet. W środowisku mówi się, że Zygmuntowicz robi takie cuda, że trudno odróżnić jego skrzypce od tych autorstwa Guarneriego. No właśnie – Guarneri.

Czytaj więcej

„Wojny kaszmirowe”. Europejskie marki luksusowe kontra pasterze z Mongolii

Kosmiczne ceny skrzypiec to nie tylko przywilej stradów. Równie wybitnym lutnikiem żyjącym na przełomie XVII i XVIII wieku był Bartolomeo Giuseppe Guarneri, zwany del Gesù. I podczas gdy na rynku przetrwało około 650 skrzypiec Stradivariego (najstarsze mają 357 lat, najmłodsze – 269), tych od Guarneriego zostało tylko 140. Ich brzmienie jest inne 
od stradivariusów – bogatsze i cieplejsze, mroczne i jedwabiste.

Nic dziwnego, że najdroższe na aukcji przebiły cenę strada o milion dolarów. Tuż za nimi plasują się wytwory Giovanniego Battisty Guadagniniego (w Stanach sprzedaje je m.in. rodzina Oster). Równie wybitne.

Skrzypce można kupić w domach aukcyjnych, ale częściej od prywatnych właścicieli, których nazwiska rzadko poznaje opinia publiczna. A dotarcie do nich wcale nie jest łatwe.

Jak sprawdzić autentyczność stradivariusa?

– Trudno jest zdobyć stradivariusa, bo mówimy o gigantycznych sumach, na czym chce zarobić masa pośredników 
– tłumaczy skrzypek Janusz Wawrowski. – Można je kupić na aukcjach, ale rzadko, a cena będzie jeszcze wyższa. Najczęściej trzeba do instrumentu dotrzeć bezpośrednio. Najważniejszy jest wówczas certyfikat autentyczności – mówi.

Czytaj więcej

„Znajdę jakąś pracę”. Austriacka milionerka o tym, dlaczego rozdaje majątek

Ten powinny posiadać wszystkie prawdziwe stradivariusy. Choć jest to potężny koszt, bo od 5 do nawet kilkunastu procent wartości instrumentu, żadna transakcja nie dojdzie 
do skutku bez potwierdzonej papierem ekspertyzy. To utrudnia kradzież, bo w ten sposób monitoruje się każdą próbę sprzedaży. Poza tym na świecie funkcjonuje określona liczba lutników, którzy wydają certyfikaty. – A za błędną ocenę można słono zapłacić – dopowiada Wawrowski. – Zdarzały się w historii przypadki, kiedy lutnik fałszywie potwierdził stradivariusa. Wiąże się to zawsze z karą finansową albo więzieniem.

Warto wiedzieć, że nie każdy strad czy guarneri będzie tyle samo wart. Złotym wiekiem lutnictwa we włoskiej Cremonie (tu siedzibę mieli najwięksi) nazywa się lata 1650–1750. Z tego okresu pochodzą najlepsze skrzypce, zarówno według muzyków, jak i kolekcjonerów. Najwybitniejsze strady powstawały natomiast w tzw. złotym okresie Stradivariego, między 1700 a 1725 rokiem.

Polski stradivarius

Janusz Wawrowski latami zabiegał o zakup stradivariusa dla Polski. – Prowadziłem rozmowy m.in. z bankami. Spotykałem się w tej sprawie z ministrami, z kancelarią premiera, chodziłem na spotkania do NBP. Próbowałem przebić ten mur 
– wspomina. – Zależało mi, żeby stradivariusa kupiło państwo – dodaje. Ale państwo inwestować się bało. – Odradzano inwestycji w instrumenty, nikt nie chciał podjąć decyzji.

– W gabinecie dyrektora banku dowiedziałem się, że ręce mają związane, bo ustawa mówi, że instytucja może inwestować tylko w złoto i waluty, bo te są najbezpieczniejsze. Sejm musiałby uchwalić nową ustawę, a do tego trzeba by przekonać większość zasiadających w parlamencie posłów – mówi Wawrowski. – Po dziesiątkach spotkań w końcu umówiłem się z zainteresowanym inwestorem. Udało się wybrać skrzypce, co wcale nie jest takie proste. Próbowaliśmy stradivariusów z różnych części Europy. Gdy trafiliśmy na Polonię, zagrałem na nim w jednym z biurowców – między faksami a komputerami. Poruszył nas jego dźwięk.

Skrzypce stradivarius: jedyny taki instrument 

Gdy rozmawiam z Wawrowskim, łączę się z Tajwanem. 
Ma tam serię koncertów. Jest po próbie, w hotelu w niemal 3-milionowym mieście Kaohsiung. Tajwańczycy pytają go o polską kulturę, tożsamość. Publiczność jest zainteresowana faktem posiadania „polskiego” stradivariusa. – To modelowy przykład tego, jak poprzez inwestycję promować Polskę za granicą. Jak łączyć biznes z kulturą – opowiada.

Skrzypek brak chęci inwestycji w instrumenty przez nasze instytucje publiczne zrzuca na karb nieświadomości. – A może to wynik kompleksów? – zastanawia się i od razu dodaje: – Ostatnio słuchałem audycji w komercyjnym radiu i zdziwiłem się, gdy redaktorzy stwierdzili, że kwestia zakupu strada łączy się z resentymentem do przedwojennej Polski. Żadne z państw podejmujących mądre ekonomicznie decyzje, jak Norwegia, Niemcy, Austria czy Szwajcaria, nie interesowałoby się inwestycją w instrumenty, gdyby chodziło wyłącznie o resentyment! To uświadomiło mi poziom ignoranctwa. Niechęć do inwestycji wynika z braku wiedzy. Ile razy słyszałem, że obrazy są bezpieczniejsze, bo mogą zawisnąć na ścianie, a ja te skrzypce wezmę i będę z nimi zjeżdżał świat. A co jeśli je zniszczę?

Tu pojawia się kwestia ubezpieczenia. – Polski zarząd ogromnej międzynarodowej firmy – tej samej, która w Anglii ma specjalną jednostkę ubezpieczającą instrumenty muzyczne – odmówił. Nie wiem, w jaki sposób obliczają ryzyko, 
ale z pewnością nie biorą pod uwagę tego, że muzycy dbają o swoje instrumenty. Od piątego roku życia szkoli się nas, jak postępować ze skrzypcami.

Ile kosztują skrzypce stradivarius?

Brytyjska rodzina Beare’ów od ponad 125 lat robi wszystko, 
by zdominować rynek stradivariusów. Uzależnić od siebie transakcje. Brzmi jak scenariusz na dobry film. Bo to gra 
o wysoką stawkę.

Trudno się Beare’om dziwić, skoro „w skrzypcach są dźw
ięki wszystkich języków, wszystkich światów, tego, tamtego, życia, śmierci”, jak pisał w „Traktacie o łuskaniu fasoli” Wiesław Myśliwski. Londyńczycy zajmują się (oprócz pobocznych inwestycji w winnice, monety i obrazy) handlem tymi instrumentami, naprawą, lutnictwem, są ekspertami w identyfikacji rzadkich okazów. I stradivariusów.

Najdroższe skrzypce wykonane przez włoskiego lutnika 
Antonia Stradivariego niemal 300 lat temu są wyceniane 
na 20 milionów dolarów.

Stradami przez lata zajmowała się rodzina lutników o jeszcze starszych, bo 300-letnich, tradycjach. Hillowie to właściciele bodaj najlepiej zachowanego i najwybitniej wykonanego stradivariusa Messiah (każdy strad ma imię, najczęściej po słynnym właścicielu). Imię to instrumentowi miał nadać skrzypek Jean-Delphin Alard, gdy należał do Luigiego Tarisia. Ten ostatni obiecywał pokazać je przyjacielowi, ale za każdym razem… zapominał. Alard miał powiedzieć: „Twoje skrzypce są jak Mesjasz – wszyscy się ich spodziewają, ale nigdy nie nadchodzą”. Imię się przyjęło, a i sława rosła, bo Hillowie kupili 
je w 1890 roku za rekordową sumę 2 tysięcy funtów (czyli dzisiejszych 250 tysięcy). Mniej więcej od tego czasu nie pozwolili nikomu na nich grać. Messiah trafił do Ashmolean Museum w Oksfordzie. I tam można go (jedynie) oglądać.

Siła Hillów polegała na tym, że potrafili usuwać ze środowiska niewygodnych „przeciwników” – a dokładnie tych, którzy nie do końca się z nimi zgadzali. Jedną z takich osób był Stewart Pollens, wybitny znawca stradivariusów, od lat 70. aż do 2006 roku konserwator instrumentów w Metropolitan Museum of Art. Sam napisał kilkadziesiąt prac na temat skrzypiec. Ale zainteresował się instrumentem Messiah, sugerując, że być może jego autorem był syn Stradivariego. Hillowie – a były to lata 90. – zareagowali histerycznie, oskarżając Pollensa, że jedynym jego zamysłem jest zwrócenie na siebie uwagi. W efekcie starań Brytyjczyków przestano zapraszać go na ważne konferencje i spotkania. Doszło nawet do tego, że nie dostał powiadomienia o premierze książki, której był współautorem. Poczuł, czym jest ostracyzm. W milionowym biznesie nie bierze się jeńców. I można się posunąć naprawdę daleko.

Kto gra na stradivariusie?

Strady w pewnych wypadkach należą także do samych muzyków. Jeden z najwybitniejszych współczesnych skrzypków 
Itzhak Perlman gra na swoim stradivairiusie Soil (z 1714 roku) od kilkudziesięciu lat. W 1986 roku zapłacił za niego ok. 500 tysięcy dolarów. Gra też na guarnerim. Maxim Vengerov kupił strada Kreutzer (1727) za 1,5 miliona dolarów w 1998 roku. Skrzypaczka Elizabeth Pitcairn jako nastolatka dostała Red Mendelssohna od dziadka. W 1990 roku kosztował 1,7 miliona dolarów. Joshua Bell gra na swoim Gibsonie (1713) wartym 4 miliony dolarów. Dwa stradivariusy – Emiliani (1703) i Lord Dunn Raven (1710) należą do Anne-Sophie Mutter, protegowanej legendarnego dyrygenta Herberta von Karajana. 
To niepełna lista muzycznych nazwisk. Jednak większość instrumentów należy do instytucji, muzeów, banków i prywatnych kolekcjonerów, którzy wypożyczają je najzdolniejszym. Tak jak w wypadku Wawrowskiego.

Te instytucje, jak i prywatni kolekcjonerzy, również sprzedają swoje instrumenty. Tak było z Japońską Fundacją Muzyki. Pieniądze z aukcji stradivariusa Lady Blunt (nazwanego na cześć wnuczki Lorda Byrona) – 10 milionów dolarów – przeznaczono na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi i tsunami. Instytucji zostało 19 stradivariusów, większość z nich jest wypożyczona.

Na co zwraca się uwagę przy kupowaniu stradivariusa? Wawrowski tłumaczy: – Dla kolekcjonerów brzmienie jest mniej ważne. Chodzi przede wszystkim o nazwisko twórcy, oryginalność, kompletność – czy płyty: górna, dolna i boki oraz główka, tzw. ślimak, zostały zrobione w konkretnym okresie. Zdarza się, że instrument jest niekompletny, uzupełniony, wtedy jego wartość spada. Światło specjalnych lamp pomaga rozpoznać lakier – nowy czy wiekowy. Przyznaje jednak, 
że horrendalne ceny, które uzyskują stradivariusy, przyspieszyły rozwój lutnictwa i ożywiły rynek nowych instrumentów. Bardzo dobre skrzypce można kupić już od 30 tysięcy euro.

Gibson ze strychu

Każdy instrument posiadający certyfikaty (stradivariusy czy guarneri rozpoznaje się po otarciach od używania, 
plamach, draśnięciach) zostaje ubezpieczony. W razie wypadku lub uszkodzenia zwracane są właścicielowi poniesione koszty. Ale nie zawsze rekompensuje to stratę. Jak w przypadku skrzypaczki Min-Jim Kym, która jadła lunch w kawiarni Pret a Manger na stacji kolejowej Euston w Londynie. Stradivarius spoczywał w futerale tuż obok. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zniknął. Znalazł się trzy lata później. Złodziej próbował sprzedać go kierowcy autobusu. W tym czasie Kym odzyskała pieniądze z ubezpieczenia, mogła kupić nowego stradivariusa. Strata ukochanego instrumentu i rozpacz, w którą popadła, zniszczyły jej karierę.

Podobnym żalem zareagował David Sarser w 1962 roku, gdy po koncercie w NBC Studio z szafy zabrano jego stradivariusa. Sarser był tak zdruzgotany kradzieżą, że zupełnie przestał grać – zajął się inżynierią dźwięku, a swojego instrumentu szukał aż do śmierci w 2013 roku.

Stradivarius Gibson Joshuy Bella został skradziony w 1936 roku z garderoby Bronisława Hubermana. Złodziej po 50 latach przekazał go żonie w testamencie. Skrzypce leżały na strychu, aż pewnego razu kobieta zdała sobie sprawę, że nie jest to zwyczajny instrument. Zgłosiła się na policję, a Gibson zachwyca dziś na koncertach.

Skrzypce: symbol statusu

Stopa zwrotu, szczególnie w przypadku stradivariusów czy guarnerich, waha się pomiędzy 5 a 15 proc. rocznie. Co istotne, w górę najszybciej idą włoskie skrzypce, wytwory niemieckich lutników – wolniej.

Są też pułapki. Przestrzega przed nimi Steve Rosenbush, redaktor technologiczno-inwestycyjnego dodatku do „Wall Street Journal”. Chodzi o przenikanie się zdroworozsądkowego osądu finansowego z emocjami. Dlatego ważne, żeby zakupów dokonywać świadomie albo w gronie specjalistów, w tym muzyków. I nie dać sobie wmówić, że skrzypce to tylko kaprys. Bo strady to symbol statusu. I to się nie zmieni.

Tekst pierwotnie ukazał się w papierowym magazynie „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.

W Cremonie, w której przeżył pracowite 93 lata, Antonio Stradivari doczekał się sporego grona potomków. I choć miał dziesięcioro dzieci, a trzech synów poszło w jego ślady, to nawet oni nie przejęli tajemnicy ojca.

Pozostało 98% artykułu
Sztuka
„Mona Lisa” zmieni miejsce pobytu. Władze Luwru podjęły już decyzję
Sztuka
Porażka wystawy tylko dla kobiet. Jest decyzja sądu. „To dyskryminacja mężczyzn”
Sztuka
Finał „kradzieży stulecia”. Złodziej sedesu ze złota przyznał się do winy
Sztuka
Sztuczna inteligencja odtworzyła arcydzieło spalone 300 lat temu. Bazą był szkic
Sztuka
Polska ma pierwszego van Gogha. Jest oficjalne potwierdzenie
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił