Były prezydent Ukrainy, którego w Kijowie oskarżają o zdradę państwa, po dłuższej przerwie zwołał konferencję prasową w Moskwie.
Powtórzył, że na Ukrainie wiosną 2014 r. doszło do „przewrotu państwowego". Według niego to nie Rosja, ale obecne władze w Kijowie odpowiadają za aneksję Krymu i tlącą się od prawie czterech lat wojnę na wschodzie kraju. Stwierdził, że mieszkańcy Krymu „dobrowolnie uczestniczyli w referendum". W Donbasie, według Janukowycza, nie ma rosyjskiej armii, lecz „lokalni ochotnicy, którzy chwycili za broń po rewolucji na Majdanie".
Zresztą tematowi Donbasu zbiegły ukraiński prezydent poświęcił najwięcej czasu. Powtórzył to, o czym od lat mówi Moskwa – na wschodzie Ukrainy trwa „wojna domowa". Namawiał do dialogu pomiędzy Kijowem a samozwańczymi republikami: doniecką i ługańską.
Co więcej, zasugerował, że może osobiście uczestniczyć w „uregulowaniu konfliktu". – Zrobię wszystko, co będzie ode mnie zależało – mówił.
Znany ukraiński politolog Witalij Portnikow twierdzi, że właśnie ta wypowiedź była głównym celem konferencji prasowej Janukowycza w Moskwie. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że konferencję zorganizowała największa rządowa agencja informacyjna TASS.