Po wielu dniach spędzonych w Mińsku jaki widzi pan finał konfrontacji, jaka wybuchła na Białorusi?
Obie strony są bardzo zdeterminowane. Z jednej strony Aleksander Łukaszenko wie, że gra o wszystko, choć jednocześnie ma pełną świadomość, że większość Białorusinów za nim już nie stoi. Zachował tak naprawdę poparcie tylko w aparacie rządowo-prezydenckim i w służbach mundurowych, ale tylko w niektórych. Wojsko go nie lubi, bo zarabia mniej niż milicja. A milicja ma żal, że dostaje mniej niż oddziały specjalne – OMON. Ale mimo to ci, którzy znają dobrze Łukaszenkę, mówili mi, że będzie walczył do końca, użyje wszystkich sił, by utrzymać władzę.
Równie zdeterminowane jest jednak białoruskie społeczeństwo. Ludzie zdają sobie w pełni sprawę, że jeśli teraz odpuszczą, to nie tylko nic się już za ich życia nie zmieni, ale będzie jeszcze gorzej. Na filmach nadsyłanych z Mińska widzimy przede wszystkim młodych, którzy ścierają się z siłami porządkowymi. To są ci najbardziej odważni. Ale oni mają pełne wsparcie swoich rodziców i dziadków. Dla tych powiedzmy zwykłych Białorusinów to, co się teraz dzieje, to jest festiwal wolności. Słychać wszędzie klaksony samochodów, ludzie wyciągają tradycyjne, narodowe flagi, pozdrawiają się symbolami z kampanii opozycji: wiktorią, zaciśniętą pięścią, serduszkiem. Co drugi nosi białą wstążkę, znak poparcia dla opozycji. To jest najważniejsze obywatelskie przeżycie tego pokolenia, pozostanie już zawsze dla niego punktem odniesienia. Na Białoruś jeżdżę regularnie od 2005 r., przede wszystkim w roli obserwatora OBWE. Zawsze spotykałem tu strach, puste ulice Mińska po wyborach. Ale teraz widzę żywe miasto, którego mieszkańcy po raz pierwszy nie boją się demonstrować tego, co myślą. I to, co najczęściej powtarzają, to okrzyk skierowany do Łukaszenki: uchodi! wynocha! Strach prysł i już nie wróci. Dla każdego dyktatora nie ma nic gorszego.
Łukaszenko posunie się do użycia broni?
Ten protest jest szczególny w stosunku do wszystkich poprzednich, jakie się tu zdarzyły, bo nie ogranicza się do Mińska, ale rozlał się na cały kraj, wszystkie znaczące miasta. To powoduje, że nawet siła kilku tysięcy funkcjonariuszy OMON-u nie wystarcza, aby nad nim zapanować. I to nawet w samej stolicy, gdzie ludzie sprytnie koncentrują się w różnych, choć z góry upatrzonych, miejscach. Widziałem więc w Mińsku, jak oddziały OMON-u były całkowicie zdezorientowane, funkcjonariusze biegali we wszystkie strony. W pewnym momencie Łukaszenko może więc stracić kontrolę nad krajem. Czy wówczas sięgnie po wojsko? Już tego próbował, angażując do walki z protestującymi Straż Graniczną. Gdy jednak ta w Brześciu zobaczyła, jak duża jest skala manifestacji, odmówiła udziału w pacyfikacji. Wciągnięcie wojska jest więc dla Łukaszenki ryzykowne. Czy wyda rozkaz swoim najwierniejszym oddziałom użycia broni? To pozwoliłoby mu utrzymać władzę tylko na bardzo krótką chwilę. Już teraz wśród sześciu tysięcy osób, które zostały zatrzymane, jest pełny przekrój społeczeństwa: studenci, młodzi profesjonaliści, dzieci robotników, ale też generałów i nomenklatury rządowej. Siedem lat temu decydującym momentem Euromajdanu w Kijowie był rozkaz wydany Berkutowi strzelania do ludzi. Reakcja społeczna była natychmiastowa: zabijają nasze dzieci! Wiktor Janukowycz już się z tego nie podniósł. Uratował życie, ale musiał uciec z kraju. Łukaszenko jest w pełni świadomy, że może tak skończyć. Albo znacznie gorzej.