Decyzja zapadła 12 kwietnia podczas narady na Kremlu z okazji 60. rocznicy lotu Jurija Gagarina, pierwszego człowieka w kosmosie. Tego dnia konsekwentnie od czasów Związku Radzieckiego Rosjanie obchodzą Dzień Kosmonautyki. Szczegóły tegorocznego jubileuszowego spotkania na Kremlu rosyjskie media rządowe zdradziły jednak dopiero tydzień później.
Wicepremier Jurij Borisow, który w rządzie zajmuje się przemysłem zbrojeniowym, oznajmił, że od 2025 r. Rosja opuszcza Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Podczas narady u Władimira Putina zapadła decyzja o utworzeniu własnej stacji orbitalnej. Borisow zapowiedział też, że Rosja oficjalnie uprzedzi swoich partnerów o wycofaniu się ze stacji.
ISS to jedno z niewielu miejsc, gdzie współpraca Rosji z państwami Zachodu, szczególnie z USA, niezależnie od zawirowań geopolitycznych przez ponad 20 lat przebiegała niemalże wzorowo. Wyniesienie na orbitę okołoziemską pierwszego rosyjskiego modułu Zaria, wybudowanego za pieniądze USA pod koniec 1998 r., urzeczywistniło marzenia o stałym pobycie człowieka w kosmosie. Dzisiaj stacja ma już 16 modułów, z czego pięć rosyjskich; reszta należy do NASA, ESA, ale obecni są też tam Kanadyjczycy, Brazylijczycy i Japończycy.
Teraz w ISS znajduje się siedmiu astronautów: dwóch Rosjan, czterech Amerykanów i Japończyk. W sobotę wrócili stamtąd Rosjanie Siergiej Ryżikow, Siergiej Kudź-Swierczkow i astronautka NASA Kathleen Rubins – wylądowali w specjalnej kapsule ze spadochronem w stepach Kazachstanu.
Rosyjscy politycy i naukowcy wróżyli wycofanie Rosji z ISS od kilku lat. Stacja początkowo miała być wykorzystywana przez 20 lat, ale w 2018 r. Stany Zjednoczone postanowiły przedłużyć tam swoją obecność; to samo zrobiła Rosja. Dyskusja o wycofaniu się z ISS, a nawet zatopieniu rosyjskiego segmentu stacji, ponownie się nasiliła w ostatnich miesiącach w związku z narastającym konfliktem w relacjach Rosji z Zachodem.