Rząd w Hadze dyskutował w piątek o kolejnym zakazie dla kobiet noszących burki – tradycyjne stroje zakrywające całe ciało poza oczami. Mimo że w całej Holandii jest tylko kilkadziesiąt muzułmanek noszących takie stroje, to zdaniem polityków mogą one zagrażać bezpieczeństwu. Za szatą może się bowiem skrywać zamachowiec.
Pierwsze decyzje już zapadły: burek nie można nosić w szkołach i urzędach. W poważny sposób zakłócają bowiem komunikację. – Nie wiem, jak to ma być egzekwowane. U mnie na uniwersytecie są dwie studentki w burkach. Kto je wyprosi? – zastanawia się Andre Krouvel, politolog z amsterdamskiego Vrije Universiteit. I przypomina, że już raz, w 2005 roku, zapadła decyzja o częściowym zakazie noszenia burek. Nikt jej nigdy nie wprowadził w życie.
Kolejny zakaz ma dotyczyć transportu publicznego. Tutaj jednak rząd może się spotkać z zarzutem o dyskryminację religijną i narazić na krytykę ze strony konstytucjonalistów. Dlatego przywołuje argument bezpieczeństwa i zakaże noszenia nakryć głowy, które z religią nie mają nic wspólnego: kominiarek i kasków z ochroną na twarz. W takich strojach nie będzie można się pojawić w autobusach, tramwajach, metrze czy na lotnisku.
A co zrobić w przyszłości w czasie karnawału, gdy ludzie wychodzą na ulice ubrani w maski? – W obawie przed praktycznymi konsekwencjami i zarzutami o niezgodność z prawem rząd wprowadza tylko częściowe zakazy. Ale i tak między tymi decyzjami a ich wprowadzeniem w życie w takim demokratycznym i zdecentralizowanym kraju jak nasz droga jest daleka – uważa Andre Krouvel.
Społeczność imigrantów w Holandii jest raczej zdziwiona dyskusją na temat burek. – To chyba temat zastępczy – mówi Khalid Mahdaoui z portalu internetowego marokko.nl. On sam uważa, że sensowne jest zakazanie noszenia burek przez nauczycielki czy urzędniczki, bo rzeczywiście zasłona twarzy utrudnia komunikację. – Ale w autobusach czy tramwajach? Po co? – dziwi się Mahdaoui.