– Gruzja ma swoje historyczne terytorium, które jest niepodzielne. Nikt pod żadnym pozorem nie może na nie podnieść ręki – mówił podczas obchodów Dnia Niepodległości Gruzji prezydent Kaczyński. Oklaskiwany przez tłum oświadczył też, że Gruzja musi być w NATO i UE, a w tej sprawie Gruzini nadal mogą liczyć na wsparcie Polski. Kaczyński pogratulował Gruzinom ostatnich wyborów parlamentarnych, podkreślając, że były one demokratyczne, i chociaż „nie ustrzeżono się pewnych błędów”, Gruzja zrobiła krok w dobrym kierunku.
Poniedziałkowe uroczystości dowiodły jednak, że sytuacja w Gruzji daleka jest od stabilności. Kilkanaście minut po zakończeniu oficjalnych obchodów – podczas których główną ulicą Tbilisi, aleją Rustawelego, przeciągnęła w defiladzie kolumna czołgów i transporterów opancerzonych – centrum miasta zalał kilkudziesięciotysięczny tłum demonstrantów.
Opozycja twierdzi, że wybory z 21 maja, które przyniosły zdecydowane zwycięstwo partii prezydenta Micheila Saakaszwilego, Zjednoczonemu Ruchowi Narodowemu, zostały sfałszowane. Jej niezadowolenie wywołuje też fakt, że międzynarodowi obserwatorzy – odnotowując co prawda pewne naruszenia – uznali wybory za demokratyczne.
Wczoraj po raz pierwszy od odzyskania niepodległości przez Gruzję na ulicach Tbilisi można było usłyszeć antyamerykańskie hasła. – Nie potrzebujemy ani USA, ani UE jako doradców – krzyczał lider zjednoczonej opozycji Lewan Gaczecziladze.
– Bush i Saakaszwili szantażem skłonili Europę, by wspierała reżim w Gruzji, a należy go izolować – mówił z kolei „Rz” Dawid Usupaszwili, lider Partii Republikańskiej, ugrupowania dotychczas umiarkowanego, z całych sił wspierającego zachodni kurs Gruzji.