74-letni Edward Flaherty udusił krawatem o pięć lat młodszą żonę, bo nie chciała dać mu pieniędzy na wyjście do pubu w Glasgow. Cierpiący na demencję oskarżony usłyszał, że choć w normalnych okolicznościach zostałby skazany na wiele lat pobytu za kratkami, to nie trafi do więzienia. – Przeczytałem wiele raportów biegłych i jest dla mnie jasne, że gdybym wydał taki wyrok, zostałby pan szybko uwolniony ze względu na stan zdrowia – orzekł lord Matthews. I skazał 74-latka na roczny zakaz wychodzenia z domu w godzinach otwarcia ulubionego pubu (między 11 a 23).
Oskarżony, który przeszedł trzy zawały i nie pamięta, kto jest brytyjskim premierem, nie może sobie przypomnieć morderstwa. – To musiałem być ja. W domu nie grasują duchy – oznajmił, opowiadając przysięgłym, że przez 52 lata byli dobrym małżeństwem.
Prawnicy są oburzeni wyrokiem. – Szkocja jest oczywiście częścią Zjednoczonego Królestwa, w którym nie ma kodeksu karnego i obowiązuje system common law. Sędziowie orzekają na zasadzie precedensów – tłumaczy „Rz“ prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego. – Wyrok uważam jednak za absurdalny. Są przecież szpitale przy więzieniach i tam chorzy odbywają karę – dodaje. Skazanie kogoś za zabicie człowieka na zakaz chodzenia do pubu urąga jego zdaniem podstawowemu poczuciu sprawiedliwości i może zachęcać innych do zabójstw.
Szkoccy politycy przekonują, że wyrok jest zły, bo ani nie gwarantuje, że Flaherty znów kogoś nie zabije ani nie zapewnia mu odpowiedniej opieki.