Z opublikowanego w poniedziałek raportu ośrodka analitycznego European Foreign Policy Council wynika, że po Gruzji kolejnym celem Kremla będzie Ukraina. Zapewne nie dojdzie do interwencji zbrojnej, ale zdaniem analityków Rosja spróbuje doprowadzić do wzrostu napięcia ze swoim sąsiadem, aby dać przedsmak tego, co może czekać władze w Kijowie, jeśli nie pozostaną w rosyjskiej strefie wpływów. Pierwsze niepokojące sygnały już się pojawiły. Rosja oskarżyła Ukrainę o wysyłanie broni do Gruzji, a rosyjskojęzyczna mniejszość, która na Krymie stanowi większość, zaczęła protesty.
Zdaniem autorów raportu Unia Europejska musi wysłać jasny sygnał, że Ukraina ma szansę na członkostwo. European Foreign Policy Council wzywa do przyjęcia planu, który umożliwiłby objęcie Ukrainy ruchem bezwizowym, a także pomoże Ukrainie zbliżyć się do NATO i pozbyć z Krymu rosyjskiej floty. W przeciwnym razie zachodzące w tym kraju demokratyczne przemiany zostaną przez Rosję powstrzymane. Na rosyjskiej liście są też inne byłe republiki ZSRR.
Oferta specjalnej współpracy dla Kijowa ma paść 9 września na szczycie UE – Ukraina. Wszystkie kraje Unii zaakceptowały też polsko-szwedzki plan partnerstwa wschodniego, który ma umożliwić zacieśnienie współpracy z Ukrainą, Gruzją, Azerbejdżanem, Armenią i Mołdawią. Objęcie tych krajów unijnymi projektami, za którymi poszłyby duże pieniądze, zacieśnia- nie współpracy handlowej i tworzenie demokratycznych instytucji mogłoby przechylić szalę zwycięstwa w walce o wpływy na stronę Zachodu.
Pytanie tylko, czy Niemcy, Francja i Włochy, które są zainteresowane utrzymaniem jak najlepszych stosunków z Rosją, zgodzą się, aby przyjęta strategia była rzeczywiście skuteczna. Włochy wprost oskarżają Gruzję o wywołanie kryzysu. Francja zbagatelizowała polską propozycję zwołania specjalnego szczytu UE w sprawie Gruzji na początku konfliktu. Prezydent Nicolas Sarkozy zmienił zdanie dopiero, gdy został upokorzony przez Rosję. Wynegocjował zawieszenie broni za cenę usunięcia zapisu o integralności terytorialnej Gruzji, a mimo to Kreml nie wypełnił warunków porozumienia. Francja zwołała więc nadzwyczajny szczyt, ale i tak zapowiada, że o sankcjach wobec Rosji nie ma mowy. Niemcy z trudem próbują udowodnić, że mają jednolitą politykę zagraniczną. Szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier z koalicyjnego SPD jest zwolennikiem łagodnego kursu wobec Rosji, chociaż kanclerz Angela Merkel wydaje się coraz bardziej poirytowana działaniami Kremla. Podziały w sprawie Rosji są także między polskim prezydentem i rządem. W tej sytuacji trudno sobie wyobrazić, aby Unia Europejska zdecydowała się zawiesić rozmowy o nowej umowie o partnerstwie z Rosją, powstrzymać jej członkostwo w WTO czy zbojkotować zimową olimpiadę w 2014 roku. Jest jednak nadzieja, że zechce przynajmniej w pełni wykorzystać możliwości, jakie daje polski projekt partnerstwa wschodniego.