Stany Zjednoczone starają się w ten sposób uratować porozumienie dotyczące koreańskiego programu jądrowego – tłumaczyli dziennikarzom urzędnicy.

Umowa wynegocjowana po ponad czterech latach wyjątkowo żmudnych negocjacji stanęła pod znakiem zapytania, gdy Kim Dzong Il zagroził, że znów uruchomi reaktor jądrowy w Jongbionie. Północnokoreański dyktator zdecydował się na to, wściekły na Amerykanów za to, że wciąż nie wykreślili jego kraju z czarnej listy państw wspierających terroryzm. USA tłumaczyły zaś, że reżim musi najpierw pozwolić na kontrolę międzynarodowych inspektorów.

Kim Dzong Il zdecydował się więc na demonstrację siły. Na teren instalacji atomowych nie wpuszczono w czwartek obserwatorów ONZ. Do tego agenci służb specjalnych donoszą, że reżim w Phenianie szykuje się nie tylko do ponownych testów rakietowych, ale i do nowej próby jądrowej.

Widać argument siły przekonał Biały Dom. Zwłaszcza że dla administracji George’a W. Busha koreańska umowa to jeden z nielicznych sukcesów w polityce zagranicznej. Wielu amerykańskich urzędników jest jednak przeciwnych tego typu ustępstwom.