Skrzyżowanie ma kształt litery „T”, co daje obu obozom trzy przyczółki do obsadzenia. Ludzie Obamy obsadzają dwa. Obóz McCaina koncentruje się na jednym. Obie grupy przekrzykują się nawzajem i wymachują transparentami i tablicami do przejeżdżających aut. Nikt im tu nie kazał stać, nikt nie organizował. Przyszli sami.
Zaczęło się od Lilian, gimnazjalistki mieszkającej parę przecznic dalej. Amerykańskie dzieci od małego przysposabiane są do życia obywatelskiego. W szkołach wpaja się im patriotyzm, historię konstytucji, miłość do demokracji. Co cztery lata większość szkół urządza na niby wybory prezydenckie, w których uczniowie głosują na prawdziwych kandydatów. W gimnazjum, do którego chodzi Lilian, wygrał przed paroma dniami Barack Obama.
– Co z tego. Chcę zrobić coś, co naprawę pomoże Obamie wygrać – mówi Lilian. Wzięła plakat, domalowała „Głosuj 4 listopada” i stanęła na skrzyżowaniu. Jej mama siedzi na krawężniku i czyta książkę. – Sama nie mam takiej odwagi. Dlatego siedzę tu tylko i pilnuję, żeby jej się nic nie stało – wyjaśnia.
Kathryn bawiła się z koleżankami w swoim pokoju, gdy z okna dostrzegły Lilian. Mama Kathryn, która samotnie wychowuje córkę, nie potrafi określić swych preferencji, ale mieszkająca z nimi babcia jest zagorzałą republikanką, dawną etatową pracowniczką sztabu wyborczego Ronalda Reagana. – Babcia ma na Kathryn ogromny wpływ – mówi matka.
Widząc Lilian, Kathryn też postanowiła działać. Wraz z koleżankami chwyciła ustawione przez babcię przed domem transparenty McCain/Palin i ruszyła na skrzyżowanie. Przed wyjściem zadzwoniła po posiłki.