Zgodę na zawieszenie parlamentu wyraziła w czwartek czarnoskóra gubernator generalna Michaelle Jean reprezentująca głowę państwa, czyli brytyjską królową Elżbietę II. Zgodnie z kanadyjskim prawem przedstawicielka monarchini ma decydujący głos w tego rodzaju sprawach. Do zgody na przymusowy urlop dla posłów Harper namawiał Jean podczas 2,5-godzinnego spotkania. Gubernator przystała na jego prośbę dlatego, że w przeciwnym razie powstałby nowy rząd z udziałem separatystów z Quebecu dążących do oderwania prowincji od Kanady.
Parlament będzie zamknięty do czasu przedstawienia budżetu, czyli do 26 stycznia.
– Ta decyzja da nam możliwość, mówię o wszystkich partiach, skupienia się na gospodarce i wspólnej pracy – przekonywał premier.
Gdyby doszło do głosowania nad wotum nieufności, Harper z pewnością by przegrał. Za jego odwołaniem opowiadają się ugrupowania opozycyjne – Liberalna Partia Kanady (LPC), Nowa Partia Demokratyczna (NDP) i separatystyczny Blok Quebecu (BQ). Ich politycy zarzucają Harperowi, że nie ma planu wspierania gospodarki. – A teraz próbuje utrzymać stołek. Próbuje zamknąć drzwi do parlamentu, żeby wybrani przez naród ludzie nie mogli się wypowiadać – złościł się lider NDP Jack Layton.
Choć wybory z 14 października wygrali konserwatyści, pozostałe partie mają w sumie więcej mandatów. Bezprecedensowy polityczny i konstytucyjny kryzys zaczął się w ubiegłym tygodniu, gdy wniesiona przez konserwatystów nowelizacja budżetu została odrzucona przez posłów. Opozycja uzgodniła, że obali Harpera i utworzy koalicję rządzącą. Ale premier ją ubiegł. Nigdy dotąd w dziejach Kanady szef rządu nie skorzystał z prawa do zawieszenia parlamentu w sytuacji zagrożenia wotum nieufności.